Mówię. Nie chcę żyć, choć wiem, że tam nie czeka niewinność
Patrze na świat, pieprzona przeźroczystość
Mam wrażenie, jakby ktoś przemawiał do mojej duszy
Mówiąc mi, że są powody, dla których warto ruszyć
Mógłbym narysować Ci obrazek
Mógłbym wypisać wszystkie swoje lęki. Wiem, leże pod głazem
Niewielki ze mnie stwórca, Rzucam co Bóg dał
Lecz nie załamie się, bo słyszę twoje płuca
Próbujesz sobie wmówić, że jesteś nikim? Przestań
Słowa są kluczem, lecz wciąż je przekręcasz
Mnie to burzy a Ciebie to miesza
Lecisz na złamanie karku, bus zabiera cie do piekła
Praca, wieczna presja, nie ta pensja
W swojej głowie wszystko rzucasz, lecz tu nie ulegasz, nietakt serca
To chiny mącą twój bieg, jesteś sztuczny już wiesz
Nie umiesz kochać, chyba że niszcząc szczęście
Nie myślałem, że to będzie kiedyś takie trudne
Nie myślałem kiedyś, że świat chyli się ku górze
Nie myślę dziś, że to on przystawia gnat do skroni
Nie pomyśle jutro, że to on mnie zabił, on ukoił...
Chciałbym stać na baczność me czyny honorem plamić
Ale jak, jak każdy tutaj chce cie pokonać, zabić
Trwanie, wątpienie czy dążenie Nadal nie rozstrzyga o tym
Czy zdołam znaleźć drogę.. do siebie!
Ref
Kiedy Świat mnie zwycięża
Ja krzyczę nie przegram
Bo wiem, że nie przegram
Bo mam swoje miejsce
To moje miasto, to moje miasto, to moje miasto
Słuchaj, wychodzisz z klatki, przyjemna bryza
Na twej twarzy łagodzi wszystkie nieprzyjemne sprawy
... Lecz nie rozpoznajesz ludzi
Błędnie opisują twoje oczy, każdy jest fałszywy w duszy
Życie jak woda przelewa mi się między palcami
W organicznym świecie miłość spierdala czasami
Tu chleje się na umór i zapodaje złote strzały
Wchodząc, nawet diabeł wytrzeszczałby swoje gały
Stos zmęczonych rąk, trzyma swe dłonie w krąg
Znów Walczysz tak o grosz, gotując różny los
Wchodzisz boczną furtką, by oszukać Z.U.S
Kilka lewych nut, by wykrzyknąć S.O.S
Samotność dzisiaj taka przeludniona, zrozum jej bezsens?
Zamiast końca pustyni widzisz jej bezkres
Słuchaj Lecz masz swoje miejsce
Pnę głowę w górę. Chcę wrócić tam wreszcie!
Ref