Był kiedyś koleś z brodą jak Chrystus
Leżał na obłoku i marzył o stworzeniu czegoś w stylu Simsów
Coś z potencjałem cyrku nie jak Monty Pyton ale humor ten sam
Miał wizję więc zaczął realizować plan
Klasnął w dłonie nagły błysk światła zniewolił ciemność, taki
Poniedziałkowy start jedynie wzniecił na cuda pazerność
We wtorek coś na kształt piachu zrzucił z nieba, powstały lądy a
On stwierdził "więcej lądu tu nie trzeba"
W środę rano usłyszał ziemię jęczącą z pragnienia, więc
Splunął w dół kilka razy i tak powstał niejeden ocean
Nadszedł czwartek wg planu to dzień roślin więc siał, ale
Aż do wieczora nic nie wyrosło więc się rozpłakał
Dzięki temu pierwszą porcję deszczu połknęła gleba
Potem dobił targu ze słońcem i tak wyrosły pierwsze drzewa
A w piątek widok flory już zaparł mu dech
Więc zaczął wymyślać zwierzęta w tym dniu z pozostałych trzech
W sobotę cieszył się swym dziełem ale czegoś mu brakowało
Ostatnim punktem miało być coś, co by je podsumowało
Twórca nie mógł dłużej trzymać najśmielszej wizji w kagańcu
Na swój obraz postanowił stworzyć miliardy mieszkańców
6 dni budował park rozrywki w stylu sims
Dał simom wolną wolę a duszą mają zapłacić mu czynsz
żaden nie wie po co powstał i co będzie dalej
Z diamentem nad głową rozwijają się stale
Po tym jak sześć dni budowy zniszczyło go doszczętnie
Postanowił że od siódmego dnia zacznie bawić się w najlepsze
W niedzielę trochę zgłodniał a że miał apetyt na jajecznicę
To Ejafjatlajokutl wydał się najlepszym palnikiem
Po śniadaniu chwila dla obiektywu w ruch poszedł Nikon
Uzbrojony w makro prosto z chmur robił zdjęcia simom
Kiedyś zebrał kilka kamieni bo chciał puszczać kaczki z rana
Szło mu dość niezgrabnie pierwszy kamień na dnie a po nim wyrosła wielka fala
W kolejny czwartek ustawił walkę wiatru wschodniego z zachodnim
Doszło do klinczu ale nie myślał wtedy o konsekwencjach pod nim
Znużony walką zszedł na ziemię by obejrzeć z bliska swe dzieło
Ujrzał miliony simów i aut wziął pada i szepnął "carmageddon"
W piątek zaczął małą rearanżację parku, obruszał lekko ziemię
Ale nie starczyło mu już sił by przenieść któryś z kawałków
W końcu zmęczony usiadł na skraju chmury z lunetą
Ujrzał miliony oczu patrzących w górę pytających dlaczego
Ej cofnijmy się do tej feralnej niedzieli, opowiem jak naprawdę było...
Niedziela przy śniadaniu włączam kineskop rano
Z każdego kanału uśmiechem z lawy wita mnie wybuch wulkanu
Potem chwila dla relaksu z werandy patrzę w ciemne niebo
Mruga błyskawicami jakby do pozowania zachęcało każdego
Kiedyś gdy znów pilot całował mnie w rekę, widziałem jak
Tsunami na ulicach japonii tańczy kabuki namiętnie
Czwartek reportaż o Tonym który poszedł puszczać latawiec, ale
Pech chciał że tornado miało ten sam plan tyle że Tony został latawcem
Wciąż rosną statystyki wypadków wiesz dlaczego?
Wg mnie brak wyobraźni i procent funduje tu rekordy w Carmageddon
Ziemia jest już zmęczona a ktoś sili się na jej rearanżację
Pochłania domy z rodzinami za karę czy ma dziecinnego winowajcę?
Który zapomniał o nas bawiąc się w najlepsze i przepadł
A szatan ciągle pamięta wygrywa na dusze przetarg
Ej! czasem patrzę w górę i zastanawiam się czy istniejesz
Nawet jeśli to tylko patrzysz na ten cyrk i się śmiejesz
6 dni budował park rozrywki w stylu Sims
Dał nam wolną wolę a duszą mamy zapłacić mu czynsz
I nie wiem czy to ma tylko tak wyglądać ale
Od 7 dnia bawisz się jak nigdy albo komuś ten świat odsprzedałeś
Komuś ten świat odsprzedałeś, nasz świat odsprzedałeś
Albo się bawisz, najstarsze dziecko z brodą... ej ile masz lat?