[Zwrotka 1: Młody Goh]
Ledwo 17-sta, w okolicy ciemność
Coraz zimniej, a ja cierpię na bezsenność
Do obowiązków czuję coraz większą obojętność
Mam zaburzenia koncentracji
Nie raz jąkam się przy konwersacji
Chora obawa krąży w zakamarkach myśli
Po co na ten świat w cierpieniach przyszliśmy?
Już nie muszę wchodzić na swe wzgórze, pustelnię mam w domu
Ezoteryczne magie pod koniec października po kryjomu
Miedziana jesień zna kryjówki diabła!
Jedyna z nich, to w skale wyrzeźbiona jama
Gdzie mroźnymi wieczorami z kotła wylała się depresyjna fama
Negatywnym nastawieniem humory owiała
Ciśnieniowiec powie: „ała”, hipochondryk drogi oddechowe rękoma zasłania
Generalnie ciągła mania odpoczywania
Czasem mam wrażenie, że me ciało jest na linkach losu
Nie mam pewności głosu, nie reaguję na uwagi, skorektuj i dostosuj
Jakby ktoś się pytał, nie wiem, nie ma mnie…
[Zwrotka 2: Młody Goh]
Czuję zmęczenie powiek, ręce mam skostniałe
Ból mięśni i do tego przeziębienie małe
I na stałe, aż do wiosny opadają mi morale
Ale wersety piszę stale!
Bo mam deprechę, więc nie wkraczaj w Goha psycho strefę
Hehe, chyba że masz mocną psychę
I nienawidzisz nudy, a więc głupcem jest myśliciel, królem zaś jest błazen
Hehe, nawet nie wiesz, kiedy padniesz, gdy rozpocznę błazenadę!
Nas jest dwóch, ty zaś jeden, który bliźniak kłamie?
Hmm… dualizm ciężkostrawny na śniadanie
Hehehe, głupcy swych emocji
Wasze uczucia to nie powód do oszukania wyroczni!
Hihihi, głupcy racjonalnej mowy
Wasza przyziemność przywraca zabobony
Hahaha, głupcy szukający sławy i wiktorii
Siłą i brakiem intelektu niszczycie zabytki historii
A ja w depresji z tych predyspozycji cząstkę w sobie mam…
[Zwrotka 3: Kozim]
Zmrok nawiedził miasto chwilę przed 17-stą
świat swą szarość przysłonił białą płachtą
Za oknem pustka, nie chcę mi się ruszać dupska
Bezproduktywnie się tułam w murach studia, kurwa
Znów narzekam i zwlekam z wszystkim
Cierpię na natłok myśli, nie zawsze całkiem logicznych
Wpadam w łapska rutyny i w nich czuję się bezsilny…
Emocjonalnie niestabilny
Byle do wiosny, by odżyć w promieniach słońca
I zrobić choćby krok, by życie do przodu popchać
Tymczasem wzrok pusty wlepiam w sufit
Wspominając ludzi, których nigdy czas nie wróci
Po policzkach spływa łza za czas dzieciństwa
życie umyka nam, a każdy z nas przemija
W proch starłem wiarę w walce z mym racjonalizmem
Dawniej żyłem konserwatywnie, dziś po prostu żyć chcę
[Zwrotka 4: Kozim]
Wybiła godzina duchów, zacząłem czuć chłód
Która to już noc jakby zastygła w bezruchu?
Otwieram oczy po raz piąty w ciągu dwóch godzin
Choć organizm wymęczony prosi o sen spokojny
Chyba ciąży na mnie klątwa bezsenności
Otwieram okno, by poczuć chłodny dotyk
Zimowej nocy, biorę oddech głęboki
I czuję, że me ciało owładnął powiew mroźny
Idę się przejść gdzieś, pieprzę tą bezczynność
Spacer z muzyką lekarstwem na wszystko
Znów usłyszałem stałą gadkę, bym kładł się
I tą samą frustrację, gdy kluczem przekręcam zamekw drzwiach
Dokąd idziesz o tej godzinie?, a ja
Pragnę jedynie odreagować z dala sam
Ułożę myśli nim wstanie ranek
A tymczasem wychodzę, a ty śpij dobrze, skarbie
[Outro]
Pieprzona zima, ej, poczuj jej chłód
Pieprzona zima, ta, zawitała tu znów