[Verse 1: TMK aka Piekielny]
(eee)
Nie miałem wielu perspektyw, żeby przebijać mury
A dzisiaj widać efekty, bo działam jak mało który, choć
Wokół insekty, padlina, zawistne szczury
Wciąż robię nowe projekty, jak student architektury
Jestem z miasta, w którym jeszcze czuć zapach krwi
To nas tak wzmacnia, bo wiemy, że trzeba żyć
W szesnastkach buduję coś, tego nie pojmiesz
Budujemy coś prawie od zera, jak Głogów po wojnie
Siłę daję nam miłość do kobiet lub stylu życia
Bo nie pamiętać jak było chcemy, ważne jest dzisiaj
To sprawiło, że zaczynamy chcieć czegoś więcej
Chcemy, by serce zabiło, nie by coś zabiło serce
Nie mogę osiągnąć ten cel, siema jestem ambitny
A mój kolejny sukces to dla ciebie widok przykry
Lecę na zysk? Spoko bądź pewny swego
Lecz mój rap jest jak twój pysk, chuj ci do niego
[Verse 2: Stochu]
Te wersy jebnę je, debiutem roku będzie [CDN?]
Po One flight ahead latam gdzieś gdzieniegdzie w teren też
Co do rapu w Polsce, w rapie zawsze jestem, jestem ej (oh)
W dupie mam czy poczęstują leszcze hejtem mnie
Nie spinam się, wspinam się sam na Mount Everest
Na szybko bierz muzykę kocham wciąż nie skreślę jej
Przeszedłem ścieżkę, będę, jestem, idę po więcej, nie męczę się
Zdobędę resztę, będę the best ever oh #TREZEGUET
Już po czole nawet pot nie spływa, tylko szacunek twój
I pływam jak gruba ryba, wam szybko brakuje tchu
(UHHH) drogi do mety od startu w chuj
Wierzy w ciebie nie jeden nie dwóch, lecz więcej głów niż paru tu
(ta) to jest mega kiedy robisz coś
Po tysiące godzin wciąż i kiedy ta zajawka zbiera plony stąd
Pokonując schody to przełamujesz lody ziom
One flight ahead to będzie mój milowy krok
[Verse 3: Kieres]
Nikt tu nie zna mnie, nie wierzą we mnie nie
Po cel tu biegnę wiesz, świeża, młoda krew Kieres [?]
Dwadzieścia lat na karku, dwa lata w grze
Po powrocie do sześć jeden wszystko pozmieniało się
Następny krok: american dream, namieszamy pewne jest
Gdzie ten cash? Też go chcę, ty dalej kurwa spinaj się
Wiem, muszę jeszcze długą drogę przejść, nie cofnę się
Chcę tylko spełnić swój amerykański sen
Tutaj nie ma dla mnie granic, to coś jak strefa Schengen jest
Wchodzę na szczyt bez zabezpieczeń i pieprzę ten twój marny fejm
Zrób coś dla gry więcej niż my i dopiero udzielaj się
Rzucasz hejtem we mnie? Spoko w chuju chuju mam to
Dalej gram to, nie zawiodę na bank ziom
Choć czasem już te wersy nie pozwalają mi zasnąć
Jedyne co im mogę dać to siebie w szesnastkach
Na głośnikach tylko prawda, serce miasta
[Verse 4: Bonez]
Bo najważniejsze, to w połowie drogi nie wymięknąć
Obstawiam w ciemno, że najlepsze jest jeszcze przede mną
Wyjdę przez [?] ścieżki, przebijemy wszystkie mury
Zdobędziemy szczyty po to, by patrzeć na innych z góry
Najważniejszy nie jest fejm i najważniejsza nie jest kasa
Ale [?] bardzo się, przestanę w końcu dopłacać
Wszystkie miasta w Polsce, odhaczone już dawno na mapie mam
A zęby, to nie jedyne co zjadłem na rapie patrz
Marzenia mogą się spełniać i to możliwe
Jak publika przed koncertem na głos krzyczy twoją ksywę
Poznajesz nowych ludzi i co chwila zbijasz piony
Przestajesz być anonimowy dla swoich idoli
Poświęciłem wiele godzin między kartką, a studiem
I wiem, że zwrócą się, jak zobaczę płytę na półce
I uniesione ręce na koncercie, gdzieś na końcu Polski
I od słuchaczy będę słyszał tylko szczere propsy
[Verse 5: Edzio]
Kiedyś myślałem, że nie robiąc nic los poda mi rękę
Dziś wyciągam obie po to, co było poza zasięgiem
Moi bliscy, dali mi się na głęboką wodę wstrzelić
Dziś wypływam dzięki nim, mam w sobie pokłady nadziei
Spłacam dług, za zaniedbania, co były tak podłe
Moim wszystkim przyjaciołom, których już nieraz zawiodłem
Przez chorą ambicję, co nieraz niszczyła mi zdrowie
Czasem za dużo zwalam sobie na głowę
Ale gdzie byłbym dziś tracąc w młodym wieku pasję
Podporządkowując się pod innych regulacje
Zerwałem tych, co wciskali mi na przekór racje
Nigdy nie wierząc w ich wróżby ani spekulacje
Inni mc, mój każdy wers im w gębę leje
Pokazuję im miejsce w szeregu #MENDELEJEW
I nie widzę negatywów, nawet patrząc w każdy detal
Moje życie jest tak piękne, jak moja kobieta