(MŁD)
Naiwnie wierzyłem w pierwszą miłość - szczeniak
A nadwrażliwość boli, też przez to Zkibwoy przelazł
Pamiętam to wkurwienie, bezsilność dech zapiera
Pocięte żyły, krew, byłoby kiepsko teraz
Na straży prawilności stałem jak ziper? struggling
Są źli ludzie na tym świecie i mają swoje sprawy
Omijaj skurwysynów, grają tu nie na żarty
Wpierdol na farcie synu, bo jak masz pecha płacisz
Ziomale na ulicy, dziś widzę to inaczej
Jak solówkę miałem z psem, to dla nich byłem facet
Jak chlałem żur pod Dżem? to dla nich miałem klasę
Stop, żyję dla swych dzieci, ktoś obok z okna skacze
Nie kradłem nigdy, choć gubiłem krocie, nie jestem dumny
Bez jumy opcja złodziej to pierwszy gwóźdź do trumny
Robiłem chore rzeczy, by robić chore dumy
Gdy młodość rozsądek męczy, serce przytruwa umysł
Sześć lat w chujowej firmie, namiastka z dupy korpo
Złudzenie stabilności jak? wiary w tym pomogło
Biegałem z ? nocą z zachlaną pustą mordą
Fake player w klubach amok, pamiętasz ? do one love
Dziś jestem z żoną, synem i wiem jak kochać bardzo
Być może gdzieś błądziłem, to dziś znalazłem nam dom
Ojciec popełniał błędy jak w Chrzestnym Marlon Brando
Znam synu drogę tędy, przepłynę każde szambo
(Zkibwoy)
Byłem głupi, nie chciałem się uczyć matmy
Wolałem ławki, blanty, potem spisywać z cudzych kartek
Zamiast pisać swoją historię naprawdę
Wolałem stać, śmiać się, gardzić, być w bandzie
Zdolny ale leniwy mówili mi ongiś
Kurwa zapomnij, uwierzyłem co wiedzą o mnie
Pisałem poezję do nich, zdradzała im kim byłem
One zdradzały mnie przy pierwszej okazji z byle szczylem
Wziąłem sprawy w swoje ręce to domena chciwych
Nie kłócąc się o gówno, bogactwo, bez perfidii
Hedonizm - łatwizna, nie dałem sobie próżni wmówić
Jebać marzenia samolubnych ludzi
Nie szedłem z tym do nikogo, tak miało być
Znałem ich kilkoro to tak mało żyć
Dziś życzę im mało win, moc owoców i sosu, jadłospis
By grało w rytm, było mandalą?, peace
Niech robią co chcą, kochają kogo chcą
Tu nie chodzi o to ziom, by wybrać jakiekolwiek zło
Myślałem, że wszyscy wierzą w to i nadal tak myślę
Byłem głupcem, takim się tutaj zapomnicie
(Kedyf)
W chuj niełatwo jest się przepoczwarzyć
I nie podważyć autentyzmu, nawet Chrystus się całkiem nie obnażył
Nie powiedział wprost o swych błędach
Decydujący głos bracia i siostry ma legenda
Wypijmy za nich, raz na zawsze zapomnijmy ziom i dalej
Czy robisz w myjni czy jesteś korporacyjnym draniem
Studia, biznesy, związki da się to skończyć z klasą
Włóż chemiczne związki z motywacją i nimi mnie nasącz
Nawinąłem, że założyłbym na licznik magnez
Głupi brak światła mógłby przyćmić prawdę
Gdy w błędne koło wpadniesz, pierwszym z nielicznych pragnień
Jest zakopać przeszłość, przedtem ją przećwiczmy szpadlem
Połóż się obok, zróbmy sobie outro, mówiłem mała
Liczyłem na to, że skończy się to gałką i tyle
Odpowiedzialności nie da się wypluć z ust ?
Wyjąłem ci to, przywróć mnie do fabrycznych ustawień
Nie wymienię ci tych głupot, czara miała się przelać, a słychać chlupot
Rwący potok, chodzący kłopot, dobrze, że w ogóle dotarłem dokądś
Dziś już facet ? ? ? ?
Albo facet miej jaja i dorośnij