Daję wam ambitny rap, przynajmniej tak mi się wydaje
Staram się go robić sam i nie dawać żadnych bajek
Daję wam ambitny rap, lecz ty go nie dostajesz?
To twoja ocena, dla mnie brzmi jak wyzwanie
Co zrobić z tym całym rapem dalej aby
Wciąż był ambitny nawet w blaskach sławy?
Nie wiązać się w układy, ufać zaufanym
Nie wierzyć w dyrdymały, a tylko we własne plany
Wierzyć w ambicję, w to, że się stanę
Własnym odbiciem we własnym lustrze marzeń
W to, że potrafię coś lepiej od innych
Lub być na poziomie zwanym szczytem ambicji
Tam już pozostać na tyle długo
By poczuć szczęście, które wcześniej było tylko pustką
By móc zaufać ludziom, by tym ambitnym rapem
Żyć i dawać radość, lub jakiś jej ułamek
By ten ambitny rap mógł być odskocznią
Dla każdego z was ogarniętych codziennością
By móc czuć, że ktoś tego pragnie
Ludzie chcą usłyszeć mój głos przy okazji słysząc własne
Zawsze daję prawdę, pakuję w nawijkę
Bicik biorę za kokoardę, mijam bawełnę i lipę
W ucho wkładam słuchawkę, sampel, lecę z bitem
Po soundtracku kroczę jak po ścieżce z liter
Widzę chaos słów, rap-mitologia
To dopiero początek, ambicja łowi słowa
Poszczególne wyrazy, zdania fazy, rymy fazy
Razy parę na dzień miewam takie ekstazy
Myśl to plan, czyn to realizacja
Polski rap jest jak pakt, a nie rywalizacja
Racja Bogiem nie jestem, lecz mą ambicję doceń
Nie znam słowa "STOP", najwyżej "STOProcent"