Mieszkali w małym domku, na uboczu miasta
Dwoje zakochanych ludzi, piękna sielanka
On ceniony chirurg, zarabiał na utrzymanie
Ona kura domowa, sprzątanie, gotowanie
Nie planowali ślubu, bo nie wierzyli w Boga
Nie chcieli mieć dzieci, kościół uznali za wroga
Dzień jak co dzień, Robert jedzie do przychodni
Złamania, kalectwo, śmierdzący bezdomni
Kiedy wrócił z pracy, poczuli namiętny kontakt
Ich własna orgia, antykoncepcja zawiodła
Bała się reakcji, lecz musiała wyznać prawdę
Szokując ją odpowiedział, Tak! Wspaniale!
Zatkało jej dech w piersiach, gdy z radości ją ściskał
Dziwne bo nie wierząc słała modlitwy w myślach
Nie wiedziała najgorszego odnośnie antykoncepcji
Wspaniały kochanek podmienił jej tabletki
Dziewięć miesięcy później, on mknie do domu z miasta
Dowiadując się, że przy porodzie bliźniąt zmarła matka
Zawrócił samochód i z powrotem mknie prędzej
Z jednej strony ból z drugiej zacierał już ręce
Kiedy ujrzał niemowlęta ślinił się jak świnia
Patrzył na nie, ciężko było ukryć wzwód penisa
Wsadzając je do auta, poczuł w spodniach lepki wyciek
Ruszył układając plany na ich krótkie życie ...
Na ich krótkie życie ...
Parę miesięcy później, wciąż to samo miasto
Hodowla dzieci nie pachniała już sielanką
Jebana pedofilia dla niego to hardcore
Ciągłe podniecenie, masturbacja nie dawały zasnąć
Męczył się psychicznie, nie mógł tego zrobić
Płacz dzieci doprowadzał go do paranoi
Trzymał je w piwnicy, bo nie chciał na nie patrzeć
Przynosił jedzenie i przewijał je w masce
Nie chciał by widziały za dużo o swoim tacie
Kochane maleństwa, zamknięte w klatce
Zamknięte w klatce ..
Wciąż odliczał dni, kupił im sukienki
Głęboka czerwień przeplatana w błękit
Odliczał.. wrzesień, listopad, październik
Urodziny, będzie pięknie myślał bez przerwy
Pieniło mu się z mordy, gdy zakładał im prezenty
Wzwód był potężny, powoli puszczały nerwy
Ustawił je w korytarzu, wszystkie drzwi były zamknięte
Trzęsły mu się ręce, a chciał cyknąć głupie zdjęcie
Nie mógł tego zrobić, po prostu musiał się zabić
Pobiegł do piwnicy chcąc to wszystko przetrawić
Wtedy coś w nim pękło, chyba zaczął wariować
Złapał sześcio-kilowy młot, powoli wszedł po schodach
Chcąc pozbyć się pokusy, rozbił łby na miazgę
Brutalny widok, wymiotując zbiegł na parter
Chwilę odpoczął, po czym ojciec zdjął ubrania
Wrócił tam z powrotem, by rżnąć bezgłowe ciała
Kiedy ruchał zwłoki z szyi tryskała krew
Doznawał ekstazy, po przez nekrofilski seks
Macał delikatnie oby dwie bliźniaczki
Przepraszał je mówiąc, że się o nie martwi
Pojechał na cmentarz, by pokazać dzieło matce
Rozkopał grób, i kazał jej na nie patrzeć
Co się dzieje!? Robert dyma martwą kochankę
Daj mi nowe dzieci, bo zepsułem nasze skarbie
Czuł na naplecie larwy ! To było cudowne!
Doszedł, wraz z matką zakopał hodowlę!