[Zwrotka 1] Znowu czarny karawan sunie powoli przez asfalt A my na twarzach wycinamy szkłem uśmiech błazna Spokoju nie zaznasz, żyjąc w ciemnej matni Pierwszy oddech masz od matki, my weźmiemy twój ostatni Zgadnij co dziś przyrządzimy ci na obiad Opiat, halucynacje, arachnofobia Tortura wodna z Chin manipuluje mózgiem Także za kilka chwil umrze w tobie wszystko co ludzkie To są okrutne wizje, nasza komnata tortur A to, co z ciebie zostało stygnie w plastikowym worku Okaleczony korpus w bagażniku auta Powojenny bagnet dziadka, domowa cesarka Ebonitowa pałka, kominiarka, kastet Każdy pojedynczy wers zamienia mózg na miazgę Dudni Ghettoblaster, wielkomiejski beton Po tubylcach nie spodziewaj się humanitarnych metod Zgniły fetor, demon każe pić na umór Jak upiór zostawiamy po sobie sterty trupów W poszukiwaniu łupu, ruszamy na łowy Cięciwa łuku, trujący jad strun głosowych Pierwszoligowy skład, rap w chorym stylu Niech więc każdy wack zrobi dwa kroki do tyłu Skurwysynu, zawieszamy poprzeczkę tak wysoko Że nawet idąc na szczudłach nie wykurwisz w nią głową [Refren] x2 To nasze małe święto, czarny karnawał Produkcje, które chwytają za serce jak zawał
Balaklawa, sunie czarny karawan A ty bij na alarm, znów płynie słów lawa [Zwrotka 2] To jest czarna msza, czarny dusiciel boa Wyższa Szkoła, tajemnicze znaki na polach To krew czarna jak smoła, trumny w czarnej ziemi Tam, gdzie zgnilizna jest jedynym odcieniem zieleni Oczy pozbawione źrenic, ludzie traktują się podle Tam, gdzie litość jest oznaką słabości, rządzą zbrodnie Czarny kaptur, czarne spodnie, sznurowadła Jak czarny doberman będziemy skakać Ci do gardła To wrogość i pogarda jak dwa skurcze serca Ludożerca sprawnym ruchem kark skręca Czarna esencja, skrzep płynie do tętnic Lewitacja w mroku, znowu skaczę po pętli To zwiędły kwiat, świat zamieniony w popiół Topielec, larwy mają cuchnący wodopój Popękane ściany bloków, niczym pocięta skóra Barbituran, woda o smaku sierści szczura Czarna dziura wciąga nas powoli do środka Czarna New Era, czarne Nike, czarna Nokia Blade twarze w oknach, żywe trupy, zombie Z chęcią by nas rozszarpali gdyby tylko mogli Zapomniane modły, czarny sabat, żer Pochłania nas pustka, bezgraniczna czerń Jak zatruty cierń, wbijam się powoli w ranę Piąta nad ranem, papier wchłania czarny atrament [Refren] x2