[Verse 1: Słoń] Dam ci rap, który negatywnie nakręca Jak Markiz de Sade mam sadystyczny potencjał Nad słabymi się znęcam, styl zawsze ten sam Trzęsiemy całą sceną jak jebana turbulencja To cię wkręca jak wirowiec, chłopiec trzymaj się z dala Jak Atmosphere próbuje znaleźć własny balans To właśnie ta wiara, która z ciężkich pojechanek słynie Wpierw naubliżamy tobie, a później twojej dziewczynie To jest miejski zwierzyniec, zawsze w hardcorowym stylu To Słoń skurwysynu, hałas dla miejskich rewirów Jak pies Baskervill'ów, a nie kanapowa puddle Pancze tak grube jak sam pierdolony Rudi Schuberth Kropniesz to z trudem, jakbyś połykał własny język Kurwa to kurwa i nie ważne są rodzinne więzy Jak córka, było tego sporo Widziała więcej chuji niż jebany urolog To tą chorą stylistykę, ten rap to czysty ogień Niebezpieczny dla laików i dla ciężarnych kobiet Robię poznański chaos, o kurestwie zapomnij Jestem romantyczny jak p**no w klimacie Sodomii [Hook] Ja pierdolę, w chuju mam [Verse 2: Oldas] Scena jest spięta i ciągle się tu wkurwia o coś Ja omijam to z daleka, mam luz, dłubię solo Pierdolę czy ktokolwiek czeka na mój album Bo nie robię hardcoru tylko hip-hop z zajawką Słoń to hardcore, na mnie wciąż wołają true-school Choć w tym kraju to prawie obelga dla mych uszu Ale omijam te opinie, robię swoje gówno
A jak masz z tym problem to chuj ci w dupę na sucho Prosty temat, ten track ma cię sponiewierać Po tym gównie spłonie scena, bo to chore brzmienia Co jest dzieciak? Zdziwiony, że mam zwrotkę u Słonia? Hejterzy psują klawiatury pisząc na tych forach Zresztą twoje zdanie mam wciśnięte w an*s A ty znasz się na rapie, jakbyś go słuchał stamtąd Rzucam hasło, ta świeża krew na scenie To wyrok dla niektórych, nie licz na przedawnienie [Hook] [Verse 3: Jeżozwierz] Wiesz, w cewce mieć trzeba, opinie na swój temat Gdy sound przebiega sprawnie, bez oklasku pecha Bez pojazdów dzieciak, rap sieka jak seta Dziesiąta w bebechach, jak dwie stopy miecza W twych śmierdzących trzewiach się powtarzam Spokoju nie zaznasz, weź prozaku zapas, bo to szarża Twardsza niż plastra kwasu atak Na taktach maniak, oceny mam w poważaniu Rap to nie sprawdzian, czy pęd do jakichś zasług To łzy, śmiech, radość i nienawiść Tu mnie znienawidź, bo prawdy bronię stary I pieprzę podziały jak pieprzy się szmaty Kraty padły, powietrza zastrzyk Daje tu znawcy, a jego drgawki dadzą mi satysfakcji Wbijam w fajnych, to polskie zoo Jeżozwierz, Słoń przemarsz przez panteon i dymiących stos Dwa różne miasta, trzy style Trzech hamów, pijaków, w chuju mam Pies to kurwa jebał, drogie dzieci W dzisiejszym odcinku nauczycie się jak zamarynować embriona