[Verse 1]
Oto złoty strzał synu, dawka chorego rapu
Mój styl jak Husqvarna rozpierdala łeb na pół
Śmiertelne fatum prosto z Poznańskich katakumb
Jak plemię Zulu następuje atak po ataku
Jak jebany Nosferatu jestem złym charakterem
Nocą wychodzę na żer, a podziemie to mój teren
Kamikadze za sterem, pod prąd przez autostradę
Do przodu jadę plując w mic trującym jadem
Dam ci dobrą radę - ścisz albo lepiej stop wciśnij
U słabych raperów wywołuję samobójcze myśli
Jest tak, w pewnych kręgach wzbudzam niesmak
W religijnych kwestiach mój rap to herezja
Oto liryczna bestia, wieje zachodni huragan
Dopadam miękkie fyrtle jak średniowieczna plaga
Jak kwaśny deszcz spadam, niszcząc wszystko wokół
Pozostawiając ludzi w po uderzeniowym szoku
Jestem mocnym ogniwem synu...
[Verse 2]
Sprawdź to, nie jestem estradową gwiazdą
Podziemny bastion jak zawsze wspiera miasto
Światła gasną więc znów do przodu ruszam
Oto Poznań, nawiedzony jak Czerwona Róża
Poczuj ból w uszach, krytycy na chuj mi skoczyć mogą
Jesteście jak pies, który goni własny ogon
Idę swoją drogą, na swój sposób słowo po słowie
I kładę spoconą lachę na to co kto o mnie powie
Ciągnie się moja opowieść do przodu pomału
Ten flow uzależnia jak h**nowy nałóg
Bez baunsu, pedałów jak mój człowiek S do H
Chore gówno kocham, hardcore a nie liryczna wiocha
To popierdolona jazda fantazm, eutanazja
Dokuczam jak astma więc głośniej radio nastaw
Wjazd do miasta, Polski zachodnia strona
Wysyłam ultradźwięki w przestrzeń niczym sonar
Dawka okultystycznych praktyk
Heretyk podważający religijne fakty
W stan katarakty wprowadzam wszystkich słuchaczy
Aplikując swój rap do twoich krwionośnych naczyń
Sprawdź to, głos ma Poznań, sprawa prosta
Odejdź lub zostań, oto liryczna chłosta
Moja gadka ostra jak piła z drugiego wersu
Powtórzę jeszcze raz żebyś pamiętał kto jest tu
Jestem mocnym ogniwem synu...