[Zwrotka 1]
Wymieszane narko z alko, hardkor, czystki w baniach
Ucieczka przed samotnością, jakieś dziwki w barach
Często na własne życzenie był mi bliski dramat
Dziś powyciągałem wnioski z tamtych blizn i złamań
Umiem zniszczyć, skłamać i wiem czym jest honor pizdo
A mosty które palę oświetlają moją przyszłość
Niech łuny co noc błyszczą to dla mnie żadna strata
Jebać tych którzy widzą we mnie tylko mój awatar
Z własnej winy w tarapatach młody głupi wojtek
Najebany w sztok gdzieś pod klubem darłem mordę
W którą sobotę lub piątek zgarnąłem tęgi wjeb
A los śmiał mi się w oczy jak te świnie z angry birds
Leciała mi z gęby krew czułem się w chuj żałośnie
Jestem zwykłym gościem żaden że mnie zapaśnik czy bokser
I wiem że na własną prośbę dostałem wpierdol
Bo żyłem w przekonaniu że znam kod na nieśmiertelność
[Refren]
Bo każdy mędrzec jest czasem zwykłym głupcem
A słowa największego z mówców bywają puste
Nim urwie się mój hejnał i bezpowrotnie usnę
Układam na bitach mój własny świat jak puzzle
[Zwrotka 2]
Żaden ze mnie matematyk ani Maradona w piłce
Choć nie były mi obce zdarte podeszwy i sińce
Wolałem latać z gołym tyłkiem wystającym z shortow
Bo lepszy był że mnie błazen niż orędownik sportu
W pracy mówili Wojtku po co ci ten hiphop
Szczeniackie marzenia w zderzeniu ze światem znikną
Mogłem odpuścić wszystko nie przelewać słów na kartki
Gdybym wierzył w siebie tak jak oni we mnie byłbym martwy
W garści chudy portfel, brzęczy trochę drobnych
Pierwszy mixtape i solówkę pisałem na starej nokii
Chciałem podbić cała polska scenę w stylu cezara
Szybkie wejście z buta veni vidi wypierdalać
żyje tym nadal składam historie do rytmu
Jak cię wkurwia to co widzisz to po prostu sobie oczy wydłub
Chłystku chcesz mnie zatrzymać? Śnisz
Prędzej odwrócisz do góry nogami grecki krzyż
[Refren]
Bo każdy mędrzec jest czasem zwykłym głupcem
A słowa największego z mówców bywają puste
Nim urwie się mój hejnał i bezpowrotnie usnę
Układam na bitach mój własny świat jak puzzle
[Zwrotka 3]
Wszystkie negatywne myśli to niepotrzebny balast
Puszczam je w siną dal jak trumny na morskich falach
I okłamałbym cię mówiąc że nie wiem czym jest marazm
I że nie byłem nigdy blisko żeby się załamać
Lata temu w podstawówce nauczyciel od fizyki
Nade mną drąc japę że w przyszłości będę nikim
Nie skończę na ulicy już nic że mnie nie będzie
Niestety nie dożył chwili żeby skumać że był w błędzie
Ten stary belfer zawsze był bałaganiarzem
A w przeddzień śmierci wyczyścił swój gabinet i klasę
I słyszałem że niektórzy ludzie czują kiedy umrą
Taki szmat czasu a ja myślę o tym w kółko
W pokoju półmrok nie śpię już od dwóch godzin
życie bywa czasem ciężkie więc nie będę mu słodzić
Słońce powoli znów wschodzi nad zaspanym miastem
Czwarta rano piętnaście siedzę piszę i nie zasnę
[Refren]
Bo każdy mędrzec jest czasem zwykłym głupcem
A słowa największego z mówców bywają puste
Nim urwie się mój hejnał i bezpowrotnie usnę
Układam na bitach mój własny świat jak puzzle [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]