Wezmę plecak nie wezmę gitary
I rozbiję namiot na środku polany.
Pojadę tam 10 godzin pociągiem
A potem w PKS się przesiądę.
Na miejsce dotrę leśną szutrówką
I tam na polanie będę pił twe zdrówko.
Goryla turbo będę uruchamiał
Jak chłop co rowerem w rów się wtarabania.
Ręką odganiał będę komary
A łodzią wbijał się prosto w szuwary.
Natury dary, jagody, poziomki,
Ryj upaćkany jak pancerz biedronki.
A bąki gonią pszczoły do roboty,
Gonią te baby jak prawdziwe chłopy.
A motyl fruwa i wzrokiem obcina
Jak żuk gnojarek na gówno się wspina.
A ja wypinam bebech na trawie
I liczę obłoki na nieba ekranie.
A gdy nastanie mnie noc w środku puszczy
Wyciągnę zeszyt z rymów cały tłusty.
Wurszty piec piec będą się na ognisku
A ja w jego świetle dokonam zapisków.
I gdy znów będę gościł w kabinie,
Co zapisałem do bitu nawinę.
Las to mój dom, las to mój dom.
Jezioro moja wanna, jezioro moja wanna.
Zapraszam ciebie, zapraszam ciebie.
Brama na oścież otwarta.
Las to mój dom, las to mój dom.
Jezioro moja wanna, jezioro moja wanna.
Zapraszam ciebie, zapraszam ciebie.
Brama na oścież otwarta.
Kąpiel w rzece na golasa, jak Adam
A w barze od rana chłopy na obradach.
A sołtys gada, że mu rwą jabłka z sadu
I się odgraża wioząc bryką nawóz.
A ja luz pełen pod świerkiem
Z dziewczyną spędzam czas świetnie.
Miasto odetchnie ode mnie na moment
Lecz wie, że wrócę z ZiombelKru kordonem.
A las mi domem przytulnym cholernie,
Lubię o świcie zatańczyć we mgle.
I zawsze będę tam szukał natchnienia,
Z jeziora nabierał zdrowego spojrzenia.
A Matka Ziemia mówi, że mnie kocha
Choć często opuszczam ją bawiąc w obłokach.
Bo jak sroka lubię se pofruwać,
Wolę to niż w gówno się wczuwać.
Nie zatruwa umysłu mi władza
Co w miejskim bagnie loże obsadza.
Doradza rozum mi bym trzymał dystans
Więc leże patrząc jak spada szyszka.
To moja wyspa, ja w kąpiel-majtach
Niezależny, jak kondor w Andach.