[Verse 1: Łozo aka Pitahaya]
Zamykam oczy, w głowie mam głosy przeszłości
Trzydziestoletnie dzieci pseudo wolności
Dziś, dać ci serce to więcej niż mogę
To serce szczęście wdeptało w podłogę
Pod blokiem z tektury bez okien się spalam
Dziś jestem Bogiem który wielbi Ikara
Patrz, jak oddala się horyzont nadziei
Nasz świat go połknął wraz z owocami chemii
My, odrodzeni jak fenix z popiołów
łapiemy powietrze aby zamknąć je w domu
Jeszcze tylko słuch nam pozostał bo z ust
Sypią się wióry przemilczanych słów, znów
Surrealizm do stóp nam przykuto
Na krótko trzymani linami przez jutro
MY, wychowani na okruchach spełnienia
Plujemy planami w których topi się ziemia
Oto My!
Ref (x4)
Oto My!
Trzydziestoletnie dzieci patrzą zza mgły
My! Mamy sny które żyć nam nie dają
Bo krzyk na ulicach oznacza normalność
[Verse 2: Łozo aka Pitahaya]
Oto My, "zbunkrowani" w strefie matni
Sny o katharsis, efekt dysocjacji
W spadku od matki; miłość, cierpliwość
W spadku od prawdy; gniew, niewrażliwość
Idąc torem swych ojców by wzorem
Na końcu być w końcu tym kim pragnąłeś
Poczęci w słońcu, zakopani w deszczu
Pokolenie pionków na szachownicy sensu
W miejscu, otoczonym barierami snów
Czujemy na sercu coraz większy lód
Głód szczęścia, głód wolności, głód
Na bruk wyrzucony i skarcony ród
My! Spaleni na stosach oczekiwań
Jesteśmy ptakami bez piór na skrzydłach
Ten system wysysa z nas wszystko i potem
Się dziwi, że młodzież krwawi pod blokiem
Oto My!
Ref (x4)