[Verse 1: Łozo aka Pitahaya]
Ludzie uczą nas kłamać w ramach dobrych manier
Serwowane kurtuazje klepią nasze ramię
Pijane komplementy w krew weszły przeważnie
Od pierwszej wiosny, każdy nosi maskę
I kastet w kieszeni bo niepewny jest świat
Uczeni kompleksami tworzymy swój ład
A znamy się jak zna się Kowalski z Jankowskim
Gdy mijamy się na klatce codzienności
Relacje w fabrycznej folii od lat nastu
A w oczy nam wieje bezsensowny wiatr słów
Ludzie, to głównie pozory
Ubrani w metafory aktorzy swej roli w VIP loży
Jak pasożyt, lubimy spożyć siłę innych
I krążyć jak sępy nad padliną bliźnich
Pijane ekskrementy płyną z bliskich serc
h*mo Sapiens Reality Check
[Verse 2: Łozo aka Pitahaya]
Nasze oczy, ukryte za soczewką ogłady
W bladym świetle księżyca polują na wady
Mamy maski na twarzy, każdy jest aktorem
Konfabulanci grają główne role, to że
Jeszcze w ogóle stać nas na rozmowę to cud
Mizantropia wyznacza kurs
Mamy pozorny luz gdy z ust kapie ślina
Na grunt konwersacji wylewa się uryna
Z mlekiem matki wyssany oportunizm
Nauczył nas stawiać domino z ludzi
Dużo mówi się o błędach relacji a kręta
ścieżka empatii tworzy z nas zwierzęta
Cmentarz więzi się powiększa z wiekiem
A deszcze chryzantem spadają na powiekę
Tu, między ziemią a niebem czas nas spala
Podpisano: Łozo aka Pitahaya