Dwie dekady za mną, ile przede mną
Idę w ciemno, słysząc ich marny bełkot
Musisz być mocny, żyj, resztę pierdol
Jak masz iść, dostając w ryj, wie tylko ten kto to
Stawia na pewność, będąc autsajderem
Bycie prawdziwym - serio, mija się z celem
Niewiele chcesz, a zrównają Cię z zerem
Tu gdzie co dzień gonisz kesz, świecąc pustym portfelem
Gdzie schronieniem mógłby być własny kwadrat
A jest tylko hotelem, izolacja Ci nie wystarcza
To nie szansa w szukaniu pokus miasta
Jak na chatę wracasz sam i w końcu Cię to przerasta
Toksyczne związki, wiesz? problemy z głową
Stale błądzisz, a pies śpi znowu obok
Chciałbym uciec stąd i zostać sobą
I nie widzieć jak świat skończy ze mną i z Tobą
Chciałbym uciec, chciałbym uciec stąd
Taki już jestem
Chciałbym uciec stąd, lecz nie mam dokąd
Myśli potok, czasem sprawia, że mam krwotok
Co noc, co dzień, co noc, sztywny jak posąg
Przerażony jakbym szedł po lodzie boso
Boso przez świat, którego dalej nie znam
Trafiam w miejsca, gdzie ludzie nie mają serca
Oto spektakl, w którym mam inny ten plan
Niż przegrać życie w klubie po paru kolejkach
Sporo wypiłem, pewnie przeleje więcej
Na papier, nie po setce, próbując dać Wam szczęście
Bo sam sobie go nie umiem dać
I ciągle walczę z tym, żeby przestać chlać
Lub by ograniczyć, lecz nie lubię życia w ciszy
Gubię sens szukając miejsca w miejskiej dziczy
Jeśli na mnie liczysz, przyjdź i powiedz to
Nim mój rap wykrzyczy: chciałbym uciec stąd!