[Verse 1]
Wiem, że wszystko kiedyś skończy się
Wszystko ma swój kres, od dna butelki aż po śmierć
Czuję pogoń jak Jimson, a chciałbym tylko poczuć Cię blisko
Wiesz, że czuje mocniej, chwyć to, bo życie umyka nam szybko
Patrzę Ci w oczy, mówię, że wiem dokąd idę
Ale chciałbym zostać tu z Tobą dłużej, zamiast chwilę
Znowu piję, czuje, że żyję, szukam miejsca dla moich skrzydeł
I widzę, że dajesz mi siłę, ale Ty nie chcesz widzieć
Nic, poza tym co masz w głowie
A chciałabyś by zrozumiał Cię każdy człowiek
I nie ważne co powiem, tak, to tylko ja
Będziesz milczeć, ale znam Twoją kamienną twarz!
Poczuje w środku, następnego dnia
Szewska pasja, torsje emocji, nie będę mógł spać
I każdy kogo znam odchodzi na końcu
Rozdeptany piach, zimne łzy polskich dworców
[Hook]
Nie pasuje w tych szeregach, mój charakter drażni ich
Nikt z nich nie wie o co biega, biegnę, oni chcieli iść
Chcieli zamknąć grę, ja jestem Billy Hayes
Widzą tylko mgłę, jadę moim TMC-65
[Verse 2]
Biegniemy tak przed siebie gdzieś, ale nikt nie wie
Czy chcemy znaleźć się, czy może żyć w niebie
Każdy zachód słońca, przynosi wschód
I ciężko mi zrozumieć, ten martwy kurz
Na zdjęciach i w oczach, tych martwych dusz
Co kiedyś miały tam błysk szczęścia, no cóż
Chyba sami sobie kreślimy ten koniec
Graliśmy z losem, w kółko i krzyżyk i to na twardym betonie
Mieliśmy w sercach ogień, ale ktoś nam wmówił, że już nie płonie
I gapimy się ślepo wierząc, że co ma wisieć, nie utonie
Jeśli nie tonie, to pewnie wisi i staniemy tam kiedyś nadzy
Bez hajsu, sztandarów, tantiemów i sławy
Rzucam garść pieprzu, pieprzyć kwartę maku
Spróbuj to rozgryźć, złapię życie w zęby, doniosę w dobrym smaku!
Ważne by stanąć tam, z plecakiem pełnym zdobyczy, marzeń, słów
Dobranoc... czekam na wschód...
[Hook]