Skurwiel od matematyki
Wyzywał mnie od osłów
Nigdy nie chciałem dzielić jego losu
Durnie, jesteś nikim odkrywasz to z czasem
Gdy ci wyjdzie nie krzyczą już za tobą "ej, raper"
To paradoksalne, joint to panadol dla mnie
Choć to bez niego ja właściwie chyba już nie zasne
Paradoksalnie, jaranie robi swoje dobrze
Myśle o tym zawsze kiedy wracam się po portfel
Też jestem marzycielem, a żyje rzeczywistością
Bo jakoś jeszcze nigdy nie najadłem się miłością, chcesz?
Wejdź do windy przyłóż komuś stal, dość masz już gadek "jakbyś pożył gdybyś miał, co byś zrobił, chciał"?
Jesteś dobrym chłopakiem, łatwo się wkurwić gdy chleb smakiem jest rarytasem
Mam ciary czasem, jak myśle o tym ziombel
To bedzie dla nich paradoksem że coś osiągniesz
Przepraszam że ja, ten sam
Ośmieliłem się nie dotknąć dna
Przepraszam że ja
Przelewam krew świata
Paradoksalnie nadal chce się nawracać x2
Sarius, czemu nie nawijasz?
?
Zbastuj bo twa godzina przemija jak chwila
Po promilach, ta hiena się budziła
I pierdoliła mi w sumie co drugi melanż o tym
Co drugi to chujowy melancholik
Nawijają chłopy "Sarius dopal, dopij wypierdalaj kleić wzroty"
Wszystko co chce, to kwestia mojej głowy
A bestia z mojej głowy kontroluje mnie bardziej niż do połowy
żyje na tym świecie,bez tego świata wiecie paradoksów może nawet więcej jest
Przecież koncert, dla ciebie ziomek to, tylko okazja na nowe profilowe
Więc jak w ogóle możesz kurwo mówić coś do mnie
Kiedy twój wielki wzorzec sra na mój widok w spodnie
Chce dostrzec co dobre, ciągle próbuje
Paradoksalnie, jestem ślepcem, czujesz?
Przepraszam że ja, ten sam
Ośmieliłem się nie dotknąć dna
Przepraszam że ja
Przelewam krew świata
Paradoksalnie nadal chce się nawracać x2