To była scena niby z filmu, chociaż działa się W takim teatrze, co "Komedia" nazywa się. Więc pod ten teatr raz podjechał wysoki gość, Wysiadł z wozu i przy wejściu zaparkował go. Kiedy wchodził, to z uśmiechem do portiera rzekł: - Pan rzuci okiem, bo umyłem i świeci się. A portier na to:- To Żoliborz, spokojnie tu... A gość:- Rozumiem, że spokojnie, ale to mój wóz! Złap ten luz Razem z nami złap ten luz Żyje się i jakoś leci! (A gdzie mój wóz?) Ten gość robotę miał na scenie, gdzie faceta grał, Co swoją duszę sprzedał diabłu, więc wszystko miał, A w garderobie było okno, z którego mógł
W wolnych chwilach kontrolować, czy jest jego wóz. Ale były bisy, podobał się I były kwiaty, i owacje, żyć się chce! A jak skończyli, gość przez okno nagle spojrzał w dół I zaczął zbiegać do portiera, krzycząc: - Gdzie mój wóz? Złap ten luz Razem z nami złap ten luz Żyje się i jakoś leci! (A gdzie mój wóz?) W takich opowieściach jest, Jakiś morał, jakiś głębszy sens, Ale, bracie, gdy Ci skradną wóz, O pointę trudno już! Bo już tak zrobiony jest Twój mózg, Że jest wolny jak na murze bluszcz, Ty mu każesz: - Jakiś morał twórz! A On swoje: - Gdzie mój wóz!!! Złap ten luz ...