Zwyczajny handlarz klaserami W skrzynce na listy lubi przespać się Bo list nie gryzie przecież W łóżku leży kamień Złe kobiety w płaszczach czyhają by Wepchnąć go Do cholery Czemu ja wciąż widzę to Nim ciepłą miską pełną deszczu Wypłynie z kapeluszem w morze głów To weźmie ostrą brzytwę
Tępy numer wytnie Mało dynamicznie wyciśnie z dnia Resztę tła Do cholery Czemu ja wciąż widzę to Pląsa idiota przed śniadaniem Rąbie pianino na klawisze białe Ma skłonności dziwne Bladym okiem mignie Zegar bije w czoło wciąż nie wiem kto Nasłał go Do cholery Czemu ja wciąż widzę to?