Zbyt celnie na ciebie poluję Więc dasz się ująć A w zamian przez tors twój potoczę Zamglone oczy Pośladki drżą w ślad cosinusa Byś dotknąć musiał Nim zdążę dojść do jądra sprawy Czeka cię zawał Nie próbuj się bać Kiedy cię pożeram Gdy każę to też Jeśli chcesz rozbieraj Gdy zechcę to stój Bo kiedy jak nie teraz Zabieraj lub bierz Nie wierzę byś miał czym zaskoczyć
Tym bardziej w nocy Palcami szlifujesz swe ciało Marzysz by chciało Czy twoje dyszenie nad uchem Oznacza skruchę Więc zamknę cię teraz w klaserze Mój ty frajerze Nie próbuj się bać... Gdy chciałbyś mnie znów prowokować Mógłbyś żałować Biodrami uniosę kuszenie Na zatracenie Do bólu zaczynasz być śmieszny Bo zbyt bezpieczny Każ sobie założyć obrożę albo poroże