Widziałeś Orchideę we mgle? Alternatywę, co grzęźnie w wodzie?
Kiedy kurs zmienia się, wielu już wie, że ktoś goni mnie
Mówią na mnie Alt przeklęty, choć płynę tam za ich błędy
W ciszy, która zabija mnie na morzach wątków krętych
Odwiedzałem takie serwy, których admin nie odwiedza
Anioł już nie ma serca - pakuje plecak
Z każdym dniem się utwierdzam, ten serwer upośledza
Zabiera, jak złodziej, część ciebie
Wtedy zaczynasz grę z tronu zasiadaczem, ciemny serwer
A smak legendy już tak nie smakuje, powiesz, że nie?
Podnieść siebie, nie ma szans na odtworzenie
Klanu, którego zniszczyło trzęsienie
Klan z gwardzistych tarczy, myśli szybkim maratonem
Pod pokładem czarny lakier, drzwi do kajuty całe czarne
Belki spod bosych stóp, dla których każdy Alt jest bratem
Rozmarzeni prości gracze, każdy marzy, że jest ptakiem
Chcą przepłynąć przez morze na ląd, który kusi jedwabiem
I noszą myśli skrzydlate daleko za privów archipelagiem
Jeszcze, gdy są na Alternatywie płynąc nią do przeznaczenia
Alternatywa tonie powoli, nie zatonie Orchidea
Niosę czarny alt morzem privovych serc
Za kolizji szczyt na ziemię globalich serc
Gdzie legend szum budzi drzemiący gniew
I szary wojenny świt znowu zawija w pleśń
Czuję, jak mgliste morze łapie ze mną więź
A ten złowrogi zgrzyt przydusza mą pierś
Dla mnie to zapis nut do potępionych miejsc
Bo z potłuczonych szyb też można klan wznieść
Dźwięki sztormów na morzu powoli niszczą sieć
Widzę je z bliska bowiem siedzę z nimi też
Ciągle trzymamy kurs precyzją zimnych pchnięć
Nie czuję nic, bo wiem, że lepszy sztorm, niż koniec
Szlakiem morskich dróg, czasami w śnieg, czy deszcz
Płacę mój własny dług, Alternatywa kończy rejs
Masz od Canthara glejt? Mam tylko bilet na śnieg
Przysięgam donieść alt, więc nie przeszkadzaj nieść
Nie zapamiętuję outów, zapamiętuję nicki
Milczę i pilnuję trasy, choć wielu chce podłoże pozmieniać
Trzy Alty na cztery Alty są świadkami na Sybir wydalenia
Boją się, że kwiatów oceniam, a ja wiem, że tam nic nie ma
Priv dryfuje obok nas, wokoło mglista powłoka
Ucieczka mordercza wpław - wielu fałszywych klanowiczów
Psychika zadręcza ich, wybierają władzy zgrzyt
Jak by żaden Altem nie chciał być, już nie ważne walczyć o szczyt?
A kiedyś, kto by pomyślał, że strach zmusza tak do wyznań
Widywałem ich na privach, który marna żałość błyska
Zakładam, że nie znają słów mojego pisma
Nieistniejąca Alternatywa i nieistniejąca kolizja
Nieistniejąca podróż na nieistniejący global
Mglista Orchidea nie istnieje, jak stalowe urwiska
A zdarzenia i zjawiska istnieją tylko w moich zapiskach
Tylko ja jestem ciałem, póki kartka Orchidei jest czysta
Zobacz we mnie gracza, jakiego zechcesz
Do zobaczenia, gdzie chcesz
Dopóki mi grająca na Alternatywie, a mgliste morze szepce
W ręce granat, trzyma, stoję, Budda zapomniał o zawleczce
Witam Altów, jak kapitan tej Alternatywy na Orchidei
Niosę czarny alt morzem privovych serc
Za kolizji szczyt na ziemię globalich serc
Gdzie legend szum budzi drzemiący gniew
I szary wojenny świt znowu zawija w pleśń
Czuję, jak mgliste morze łapie ze mną więź
A ten złowrogi zgrzyt przydusza mą pierś
Dla mnie to zapis nut do potępionych miejsc
Bo z potłuczonych szyb też można klan wznieść
Dźwięki sztormów na morzu powoli niszczą sieć
Widzę je z bliska bowiem siedzę z nimi też
Ciągle trzymamy kurs precyzją zimnych pchnięć
Nie czuję nic, bo wiem, że lepszy sztorm, niż koniec
Szlakiem morskich dróg, czasami w śnieg, czy deszcz
Płacę mój własny dług, Alternatywa kończy rejs
Masz od Canthara glejt? Mam tylko bilet na śnieg
Przysięgam donieść alt, więc nie przeszkadzaj nieść