Verse 1 Publika, gdy wbijam tak wzdycha, że igram już z tym, że wpadnie mi z dycha Niech zdycha i finał, ty boże weź wybacz, że tamci nie mieli odwagi Magika Czar pryska, tak znika jak królik z cylindra, czas wygrać, odliczaj do Śmierci Gobleana Czaj klimat, lub znikaj, na luzie se pizgam, a ty się doszukuj den w linijkach Ich bragga tak brzmi, czaisz, mają kilka den w linijkach, jak wrzucą tam ksywy ziomali, czaisz? Połowa z nich jakby w Somali mieszkali, czaisz, przy mnie są mali I zwisają mi jak srom Marty, grając rapy, bo fame dojebany Hook x2: Pogarda dla świata to u mnie wrodzone i czasem sam błądzę wiralach Powaga, wierz mała, że to nie jest koniec i wszystko na korzyść obracam Powaga mała, pytanie czy rap gra to dla mnie zabawa odpada Bo kiedyś na tym się dorobię samobójczych myśli z tyłu Cadillaca
Verse 2: Mam nisz w wersach, wy niż w wersach, mam pić, przegrać, czy wyjść z ghettha (dusz)? Tak dla ścisłości, jak wkurwia was tak luz Nie szukaj znaczeń, to nie hieroglify, nie kminisz, to rap genius Kminisz? Dla mnie to kpiny, bo nie ma takiego odkąd odszedł Biggie Czarnej bili się nie bije i się dziwisz, że nie kryję się? Radość chwili to przeżytek, choć nie jestem fanem piłki wiem Że uśmiech z Chealse jest jedynym, co odpłaca się, choć trochę Chodź Kotek, zagrać w nogę Hook x4: Pogarda dla świata to u mnie wrodzone i czasem sam błądzę w wiralach Powaga, wierz mała, że to nie jest koniec i wszystko na korzyść obracam Powaga, mała, pytanie czy rap gra to dla mnie zabawa odpada Bo kiedyś na tym się dorobię samobójczych myśli z tyłu Cadillaca