Widzę jej obraz przed oczami
Słyszę stukanie obcasów za drzwiami
Serce bije mi szybciej, i szybciej i
Cały czas myślę, że zaraz tu przyjdzie
Słyszę jak mówi, woła mnie gdzieś z sypialni
Spotykam mój wzrok z jej oczami
Mocno chwytam jej dłoń i oddalam się z nią
I dotykam jej ust wargami i
Wymyka mi się z rąk przez palce
Dotykam ją ostatni raz opuszkami
Próbując złapać i zatrzymać ją na zawsze
Upuszczam ją i zabijam coś między nami
Mógłbym przysiąc - była tutaj przed chwilą
Ciężko dysząc, trzymaliśmy się mocno
Chciałbym umieć jej pokazać tę miłość
Którą czuję nawet teraz mocniej niż na początku
Chciałbym pomóc jej w nas jeszcze uwierzyć i
Zawsze być przy niej i być potrzebny
Rzeczywistość już mnie nie przeraża jak kiedyś
Ale ez niej jestem pusty nawet, gdy idę przed siebie
Ona czuje, że nie będzie szczęśliwa, nie ze mną
Czas upływa mi z takim obrazem
Czuję, że za mało czasu nam tu zostało
By pozwolić sobie na to, by nie być razem
Dwudziesty trzeci, dwunasty, zero osiem...
Może ostatni raz, gdy patrzę jej w oczy
Chciałbym powiedzieć jej jak bardzo ją kocham
Ale prosiła mnie, bym dzisiaj nie mówił o tym
Uśmiecha się i ma ten dołek w policzku
Który tak bardzo lubię i, kurwa mać, jest śliczna
Chyba nie widzi jak w dłoni drży mi zapalniczka
Ale ręce mi się trzęsą, nie chcę, żeby wyszła
Może nie umiem być już ani trochę lepszy
Lecz jeśli to nie jest miłość, to chyba Bóg jest ślepy
Przecież jest między nami tyle fajnych rzeczy
I, kurwa, co się z nimi stało? Nie wiem. Kiedy?
Chcę jej powiedzieć, że dla mnie jest najlepsza
I zrzucić wszystko z blatu stołu i się pieprzyć
Ale spogląda na mnie i nawet się cofa
I nie chce żebym mówił o tym, żebym próbował
I nie chce żebym patrzył tak na nią, prosto w oczy
Bo nie chce musieć mówić mi, że już mnie nie kocha