[Verse 1:]
Rzucam szlugi - albo nie - ostatnią jeszcze biore
Więcej już nie pije, ale kto postawił to na stole?
Chcą bym ogarnął życie - ja nadal to pierdole
Tak naprawdę dla mnie to nic więcej niż moment, bo
Mamy jeszcze czas, żeby osiągnąć dorosłość
A do rzeczywistości muszę chyba najpierw dorosnąć
Nie poczuwam się do żadnej roli od społeczeństwa
- patrzę na to z boku i jedyne co czuję to niesmak
Wstaję o 15 znowu, pytaj współlokatorów
I nie mam perspektyw na życie chyba tak samo jak nie mam oprów
Bo mówię co myślę i często nawet ci bliscy nienawidzą mnie za to
Nie znam codzienności, którą macie - mów mi życia amator
Nie żyjemy od dawna według schematu i dobrze nam z tym
Pływanie głównym nurtem? To nie nasz styl
Po co mi mówisz jak żyć, skoro i tak się nie zmienię?
Dam Ci numer do psychiatry co zniesie to pierdolenie
[Verse 2:]
Chyba się nie martwię, nie traktuje życia poważnie
Czuję, że zjebałem szansę, by ogarnąć to co ważne
Sumienie chowam na dnie i nie wiem po co mam je
Bo robię zawsze na odwrót od tego co mi wygarnie
Dopijam kolejną Perłę, dochodzą pijackie brednie
Kiedy twarz już blednie, myślę co wyrosło ze mnie
Nie wiem czy to życia styl, nie wiem co potrzeba by
żyć i spełniać cudze sny - czytaj robić to co Wy
Nie wiem co się liczy dla mnie, poza paroma twarzami
Pogubiłem priorytety gdzieś pomiędzy flaszkami
Dopiero wracam na szlak, ej, błądziłem trochę
Wysoko latam jak ptak, ej, lądować mogę
Miałem to ująć lżej? Chyba nie wypada mi
Obrażać Waszej inteligencji - co za wstyd
Nie potrafię cieszyć się już, choć wokół wszystko fajnie
Jestem chodzącym paradoksem jak Tyler