[Zwrotka 1] Urodziłem się dwadzieścia dwa lata temu w Polsce Jak miałem trzy miesiące na ręce wziął mnie ojciec Pierwszy raz, bo już wtedy pieprzył kraj Który nie dawał mu szans, żeby wyżywić rodzinę Nie byłem dobrym synem, przyznaję to z bólem Pamiętam Wasze oczy po każdej z wywiadówek Pamiętam dumę, kiedy wygrałem Kangura I co z tego, skoro później na świadectwie była dwója Ni chuj, nie przykładałem się do nauki Dziś jest mi wstyd, bo ten dyplom nie znaczy nic Znaczy tyle co wstyd, który muszę dźwigać W ciągłej walce o miano dobrego syna Wybacz - to jedyne, co przychodzi mi do głowy Chciałbym mieć jakiś pomysł, byście byli ze mnie dumni Muszę coś z swoim życiem zrobić Bym nie musiał tak pierdolić aż do samej trumny [Refren] Nie wiem jak to jest, że nie warto chcieć Zrobić krok do przodu, kiedy własny cień
Cię wyprzęda o krok, to dowód Że minął kolejny dzień stracony bez powrotu [Zwrotka 2] Życie płynie jak ścieki Odrą Coraz częściej chłopaki się wkurwiają, jakby pękł im kondon Nie ma pensji, ot co, trzeba kręcić non-stop Hajs na boku, żeby przeżyć i napełnić konto Ziom, nie ma łatwo, choć jestem studentem To dalej na mnie patrzą, jakbym był blokersem Ze skrętem, pod klatką na ławce z t-shirtem I co bym nie zrobił, już zawsze nim będę Powiedz, jak to jest, kurwa mać Że jak chcesz łatwo mieć Musisz grać nie fair, z boku stać Patrzeć na ten świat jak szejk, żeby świat się wściekł Dziś mamy rap, ale czy to da mi hajs? Czy za parę lat będę musiał opierdolić bank? Żeby wstać rano z myślą, że kraść było warto Bo rap to ma miłość, a hajs jest kochanką [Refren]