Powiem wam wiersz... Chciałbym raz odwiedzić inny układ planet Dziwny tu świata nie dał by inny Bóg na zmianę Chociaż nie wiem sam czy nawet dałbym radę żyć gdzie indziej Może od ziemi oderwę się lecz sam z siebie nie wyjdę myślę Czemu każdy z nas potrafi marzyć Choć urzeczywistnianie tych marzeń cierpi na paraliż Niedowład tej skali zabił w nas ostatni śmiech Chcę być groźny, chcę być silny, musisz dziś bać się mnie Świat zwariował, witaj brat na izbie zdrowia Nerki, prostata, wątroba, forma jak dla psychologa To przez browar i browar i co mam to kona koniak, sambusoda jeszcze jeden Zobacz nie wiem ile lat zostało mi tu na tym świecie Ty nie pytaj się o śmierć bo ja już dziś mogę odlecieć Byle by w tej rakiecie z autopilotem na niebo Chyba, że dasz mi żyć w pacyfiku jak mój ziomek nemo Nieważne jakie serce, ilu znasz tu mitomanów Co pierdolą opowieści jak Andersen Łódzkie powietrze sztachnij się bro machem Pozdrowienia dla tych co do śmierci walczą z czasem [x4] Ja chce czas wierzysz, ja chcę czas bro Ja chcę czas, żeby trwonić ten czas ziom Ja chce czas wierzysz [x2] "Listen you f**ers, you screwheads, here's a man who would not take it anymore" To mój 1 sierpnia choć bez godziny W Tak prowadzi mnie Mesjasz do krainy cnót Wschód słońca piąta, piątka z podłogą Chuj, że się nie wyspałem budzik obsrał tą błogość Jak robot no bo nogą zwlekam się z łóżka Tak z głową słowo ponoć miesza się w mózgach Nic nie trybie, na pewno nie o piątej Na pewno nie w tym stanie przed sikaniem i jointem Nie w tym kinie jeśli coś mnie ominie to ja sam Bycie w mojej skórze to jak thriller dla mas Brak snu zabija, łazienka, ręka, kran I szczoteczka do ryja płynie czas jak lavazza Czy w krwi kofeina, dzień świra, wkurwienie Wkurwiam się, że żyję i wkurwiam się że nie je Istnieje to określenie pasuję do mnie Choć między domem, studiem, zdążę o tym zapomnieć Antytalent cywilizacyjnych bubli
Odpalę samochód jeśli pozwoli dziś mózg mi Nawet nie wiem gdzie klucze, a po mieście już płynę Jebać to jak w pracy jeszcze się prześpię godzinę [x2] Kilka razy w roku mam taki dzień, że chciałbym By wszystkim wokół na łeb pospadały gwiazdy Traktuj mnie poważnie bo jestem niepoważny [x4] Palę rap, parę lat, palę rap bro To mój 1 sierpnia godzina 8 rano Zegarek na piętrze, jak by służył esesmanom Myślę mnie nie obudzisz wara od mistrza Pięść kontra budzik, bo alarm to faszysta Niekończąca się opowieść, mów mi Bastian Bux Prosto z miasta stów, gdzie płynie prawda tu Życie mnie sprawdza znów, czasu pogarda ból Co mnie ponagla, zrób sobie ty fajrant już Wstaję nie dotrwam, na stojąco czuję usnę Choć żołądek jak kompas, kieruję na lodówkę Noga za nogą, kapciem podłogę miele Czosnek, nałogi moje niczym żółć na serze Życie jak arkanoid, obija mnie o ściany Nie mów, że alkoholik bo jestem niewyspany Z nami zawsze te wory pod oczami Gdybym mógł to bym te wory wypełnił dolarami A w lodówce pusto i to pusto na amen Pusto w szafie, syn wpie… ostatnią czekoladę Nie mów o obowiązkach, dzisiaj sram na nie Nie ma żarcia, nie ma nic, daj mi godzinę na spanie "Listen you f**ers, you screwheads, here's a man who would not take it anymore" Nie mam szefa, choć gdybym miał bym go rozkurwił Mój styl to full zaniechań dla wolnych popołudni Zapytaj moją żonę, ona nadała mi tytuł Wysublimowany cham, ukryty zabójca budzików Dla wszystkich niewyspanych, lepiej pozostać w domu Zamiast na chama szorować swoje buty od spodu To bałuty dla ziomów, bezrobotnych twierdza Tu kręci się zajawka jak odpalony vestax Mamy przestać, to przetarg, bo przetrwa kto sprzęt ma Jak przegram to przez rap i przez nas pamiętam Mój dom odpowiedzialność jak i moje ambicje Się nie wyśpię chuj, ważne, że mogę myśleć [x7] Palę rap, parę lat, palę rap bro