Dobra mam siekierę, sznur na nogi ofiary
Jestem wrogi, zdesperowany, gotowy by zabić
Zaspokoić nienawiść, zrealizować plan
Mam milion sposobów jak zahamować strach
Gun mi nie potrzebny, ja wolę cichą pracę
Są spece co w tym tu ziomek widzą patent
Znam zaplecze budynku i datę odwiedzin
Nie pytaj mnie skąd, bo w te dane nie uwierzysz
Wiedzy brak równy stratom, nie błądź amator
Przecież nie chcę obserwować świata siedząc za kratą
Wszyscy bredzą, że na to nie ma szans, mają rozum
No i lans, ej ty nie bądź menciu taki hop do przodu
To nie gra jak w GTA czy SEGA Mega Drive
Do napisu "game over" wystarczy z nieba strzał
Tylko zostawisz po sobie DNA i wszystko chuj ziom
Pole, plan, kilka map za maryjną furtką
Do zobaczenia jutro, już widzę twoją twarz
Te białka przekrwione, oczy, co się boja spać
To wiadomość od zła, tak to ponoć strach rodzi stres
To, że siebie jeszcze możesz znać to mój gest
Przyjdę jak w domu gniew, płacz, awantura
Pojawię sie znikąd niczym klan Nakamura
Robiąc hałas nie wskórasz chłopak nic
To daje do myślenia tu jeśli kochasz żyć
(x2)
Zabiję cię, kiedy wszyscy będą już wokół spać
Nakryje cię, wtedy padnie w potylice ten pierwszy strzał
Zawinę cię, by cień we dwóch nie spotkał nas
To chwile gniewu objawił mi, nie ma, że stres, nie ma, że strach
Chcesz być pobity przez mistrza
Nienawidzę cię za flow, metafory, bity i freestyle
Za płyty i styl, na koncertach ten show
Nienawidzę twoich fanów, głowy im poukręcam
Zło to zapamiętasz po ostatni oddech
Jeden strzał znikąd masz zagadki problem
Przez zabawy z ogniem spłonie dom i trupy
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz
Twoje Bałuty, eee... każdy jest tu wrogiem
Przykładem może być, że widzę cię z projektu co dzień
Podejdź tu ziomek a skręcę ci kark
Zginiesz pod domem, naprędce jak (?)
Chcesz tu karetkę? na bank to nie pomoże
Tobie za rap, wyrwę głowę jak korzeń
Czuje adrenalinę ciężko ją powstrzymać
Tylko byle do nocy, tu koleżko twój finał
Ściemniać zaczyna się za oknem
Na horyzoncie już odpływa ziomek przepalone słońce
Jeszcze trochę błądzę oczami po oknach
Przypał jeśli tylko kogoś pod blokami spotkam
Dobra, nadeszła chwila patrzę na blok
Już każdy kima, to już jest ta godzina
Zaczynam walkę, pod klatkę i na piętro
Drzwi widzę zamknięte co podbija mi tętno
Chwila jebania z Gerdą, knebel na twarz
Co? taki jesteś ostry, wystarczy jeden strzał
Możesz mnie zabić za moją wiarę i myśli
Złożyć ofiarę swym bliskim tylko za kasę z walizki
Ziomek, nie płaczę by być kimś, to nie ta misja
I tak przez ten syf brat nie da planeta żyć nam
Możesz mnie zabić za to, że kocham hip-hop
Za to, że nie obchodzi mnie czy walniesz focha dziwko
Moja droga do Kingstone to siła medytacji
A nie pierdolony scratch, 8 Mila i rap
Ty możesz zabić mnie, na linie zawisnę
Po minie zawistnej czas płynie pomyślnie
To nie mój problem i tak coś spowoduje
Że w życiu kiedyś ja zwolnię
Bo nie chcę widzieć samych szpiegów w oknie
Możesz mnie zabić i tak przeżyję
Chociażby za tej płyty kolejną godzinę
Za flavour w kabinie, pozwól, że flow nawinę
Mam ich ze sto i płynę a wróg przez to ma żyłe
Musisz przepchnąć tu ślinę zanim poczynisz zamach
Tu możesz mnie zabić, bo jestem leniwy jak hamak
Z każdego kilograma poza dźwiękiem
Serca tętnem nie usłyszysz nic i to jest piękne
Czasami zdarza się, że gubimy też się
Powtarzać to dwa razy znaczy tu tyle, co dziś nie mówić nic
To tylko świat, może wydarzyć się tu każdy miks
Jeśli mam żyć to tylko tu i tylko z tym by mieć tu styl
Możesz mnie zabić w życiu widziałem dość
Dlatego wiem, że ludzkim zachowaniem najczęściej złość
Zabezpiecz broń, tym mnie tu nie przestraszysz
Bo co drugi to desperat, co umiera w krainie chmur drapaczy
Możesz mnie zabić za zazdrość i kompleksy
Jak sie wkurwię stój na baczność, bo jestem niebezpieczny
Nieobliczalny wierz mi, radzę plan swój popraw
Chociaż współczuje jak ktoś cię tu z mojej strony spotka
To moja morda czyli coś co prześladuje umysł
Brutalna prawda jak pachnidło, poczuj perfumy z twojej skóry
Ta szczerość onieśmiela jak adaptacja złego
Niemoc źrenice poszerza
Możesz mnie zabić oddam swoje organy
Wiecznie młody chociaż przez pół życia zbyt ujarany
To nie szkodzi lubię ten nawyk, porusza mi czaszkę
Niczym wiatr unoszący ponad taflę, w locie ważkę
Możesz mnie zabić za to, że wierzę w przyszłość
Szerzę jej zajebistość, bo nie umiem jej wykląć
To Bałuty i Brigstone, prawdy nie zabijesz człowiek
Może kiedyś będziesz sławny, ale nie nad moim grobem
Czasami zdarza się, że gubimy też się
Powtarzać to dwa razy znaczy tu tyle, co dziś nie mówić nic
To tylko świat, może wydarzyć się tu każdy miks
Jeśli mam żyć to tylko tu i tylko z tym by mieć tu styl