Urodziłem się półtora roku przed wojennym stanem, Łódź, Przyrodnicza, szósta czterdzieści nad ranem. 15 maj, mamie zmienił świat cały odtąd, Wiesz, w mojej rodzinie to był czas dany emocjom. Płacz, pieluch swąd, głos to pierwsze urodziny, Brat zamiast Duplo w kołysce miałem winyl. Nie pamiętam tej chwili, widziałem ją na zdjęciach, Teraz sam nie dowierzam, że już wosk miałem w rękach. Mając rok, kilka dni, zero pojęcia o bitach, Wyrosłem na jazzie, a nie porcjach Bebika. Nie zastąpisz mi dzisiaj tej muzyki tak myślę, Miałem dwa lata, już znałem styki w Unitrze, Skończyłem trzy, dostałem skrzypce i tyle z dzieciństwa. Gdy zabili Popiełuszkę, ja ćwiczyłem na skrzypcach. Matki modlitwa, miałem pięć lat około, Gdy w naszym domu ojciec dostał wpierdol od ZOMO. Ta krew to wiadomość, jaka w świecie ironia, Rok później takie wpierdol ja dostałem od ojca. To wychowania forma? Nie, raczej promile, Choć ważne, że skuteczne, dumny jestem jak żyję. To dla moich przyjaciół, ludzi niezapomnianych,
Za te wszystkie potłuczone szyby naszymi pięściami. Siedem lat z gówniarzami, a bywa los okrutny, Siedem pięter, tyle dzieli ten blok od trumny. I widziałem te sekundy, martwą głowę pod klatką, Do dziś, jeśli mogę, nie wychodzę na balkon. Ja się boję, bo znam to uderzenie w glebę, Co rok skacze ktoś, kto nie jest siebie pewien. Stuknęło lat dziewięć i mnie też to dopadło, Gdy pijany stary na złość chciał poderżnąć mi gardło. Nie wiedziałem, że to alko plus psychotropy I tak na prawdę ojciec miał serdecznie życia dosyć. Miałem dwanaście lat zapisałem się na kosza, Już na drugim treningu to wynieśli mnie na noszach. Chociaż rap mnie pokochał przeszło dwa lata temu, W swoich pierwszych Jordanach chciałem latać ku niebu. Potem baka, nic nie mów, rodzice po rozwodzie, Już inaczej wyglądały te ulice na co dzień. Łódź moim domem, kocham ją jak rodzinę, To ten świat mnie wychował, dumny jestem jak żyję!