Polish Hip-Hop Festival 2015 W dniach 31 lipca – 1 sierpnia odbyła się trzecia edycja Polish Hip-Hop Festival w Płocku. Dzięki uprzejmości organizatorów, mieliśmy przyjemność pojawić się tam oficjalnie jako ekipa Rap Genius Polska. Tym razem wyszło to dużo bardziej spontanicznie niż chociażby na XV-leciu Prosto, na którym można było nas znaleźć na stoisku z wieloma oficjalnymi Geniusowymi fantami. Co nie znaczy, że nie mogliśmy równie aktywnie podziałać…
Jak co roku, impreza odbyła się na Plaży nad Wisłą. Regularnie gości ona wiele festiwali z różnorodnych płaszczyzn muzycznych, więc bez wątpienia to sprawdzone miejsce. Jest położona na sporym obniżeniu, dzięki czemu hałas nie przeszkadzał mieszkańcom, a zarazem tak blisko centrum, że uczestnicy festiwalu mogli bardzo szybko przemieścić się tam w celu zaopatrzenia się w żywność i… no przecież nie alkohol, bo jego na teren festiwalu wnosić nie wolno ;) Pole namiotowe, ulokowane około 300 m od sceny, zostało wypełnione po brzegi i tętniło życiem 24h na dobę. Integracja pełną gębą. Organizatorzy zadbali o prowizoryczne punkty sanitarne, a także prysznice, z których dochód w całości został przeznaczony na cele charytatywne. To nie jedyny akcent działalności dobroczynnej na festiwalu – jak co roku, można było tam znaleźć stoisko Bazy Dawców Komórek Macierzystych, przy którym każdy mógł w ciągu kilku minut zapisać się jako potencjalny dawca. Warto wspomnieć też o lepiej wyposażonym niż w zeszłym roku zapleczu gastronomicznym, za co należy pochwalić organizatorów. Dzień pierwszy Przejdźmy w końcu do tego, co w tym wszystkim najistotniejsze – koncertów. Nowością w tym roku była dodatkowa scena na Red Bull Tour Busie, z którego dźwięki umilały czas imprezowiczom od samego południa. Piątkowe koncerty na głównej scenie rozpoczęły się po godzinie 16 – supporty zagrali 2Na oraz wspólnie Bezczeelny, Meyo i Skorek. Na bardziej znanych zawodników nie trzeba było jednak czekać do samego wieczora, bo już przed 17 na scenie pojawił się Deys, który podgrzał atmosferę tamtego dość chłodnego jak na środek lata popołudnia.
Quebonafide, który wszedł po nim, razem z KrzyKrzysztofem standardowo dostarczył publiczności ogromne pokłady energii. Nie przeszkodziła mu w tym nawet lekko zakrwawiona twarz. W końcu dosłownie mogło sprawdzić się powiedzenie „krew, pot i łzy”. Może oprócz ostatniego… no chyba że podczas „Euforii” w wykonaniu jednej z psychofanek w pierwszym rzędzie. Następnie Paluch zebrał pod sceną spore grono swoich fanów. Jednak dopiero po nim publikę czekał jeden z najlepszych koncertów tegorocznego festiwalu. Występ Te-Trisa wspieranego przez Pogza zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tet to coroczny bywalec PLHHF i udowodnił, że z płocką publiką ma świetny kontakt, wkładając bardzo dużo energii w grane kawałki, przeplatając je krótkimi, pełnymi emocji opowiadanymi historiami. Formy koncertowej może mu pozazdrościć zarówno większość newcomerów, jak i niejeden weteran. Nad Wisłą pogoda nie zachwycała, ale publice to nie przeszkadzało – koło 21 na scenie pojawili się Oskar i DJ Steez, którzy swoje muzyczne zgranie potwierdzili idealnym uzupełnianiem się na scenie. Takie numery jak „Stówa” czy „Ritz Carlton” rapowane razem z Oskarem przez kilkaset osób mogły zrobić spore wrażenie. Po ekipie PRO8L3M na scenę wkroczył „chudy i wysoki szczyl” – nie kto inny jak Kuban ze swoim luźnym stylem, który bardzo przypadł do gustu ludziom pod sceną. Następnie mogliśmy oglądać KęKę. Solidny radomski styl nie zawodzi nigdy. Piotrek potwierdził, że za mikrofonem jest bezbłędny, nawet bez wsparcia hypemana, co przecież wśród raperów stanowi rzadkość. Koncert Trzeciego Wymiaru przyszło mi obserwować z boku, z nieco większego dystansu. Należałem jednak do nielicznych – Nullo, Szad i Pork zebrali pod sceną ogrom fanów, zaangażowanych w występ równie mocno, co sami raperzy. Przyszedł czas na zagraniczną gwiazdę wieczoru – holenderską ekipę Dope D.O.D. i ich wykręcone, ciężkie elektroniczne brzmienia. Do opisu ich występu wystarczy jedno, niespecjalnie oryginalne, ale za to jak wymowne określenie – ENERGIA. Rozruszanie tłumu nieznającego większości tekstów to trudne zadanie? Bynajmniej. Przy takim kontakcie z publicznością nie może dziwić fakt, że Holendrzy bez problemu znajdują sympatyków w różnych zakątkach Europy, również u nas. Piątkowe koncerty na głównej scenie zostały dokończone przez weteranów – Waldemara Kastę i donGuralesko. Wall-E zdecydował się na nietypowy gest – postanowił nie grać solowych kawałków z płyty, jedynie rapował anglojęzyczne zwrotki w celu, jak samo powiedział, oddaniu hołdu old schoolowi. Podkreślał na scenie, jak ważna jest pamięć o klasyce. Później dołączył do niego Gural i wspólnie pomogli publice poczuć się jak za czasów ich pierwszych nagrań spod szyldu K.A.S.T.A. Squadu. Nie zabrakło też solowego materiału Poznaniaka.
Pierwszy dzień festiwalu należy zaliczyć do bardzo udanych, oczywiście głównie ze względu na świetny line-up i bardzo dobrą formę koncertową większości artystów. Dzień drugi W słoneczną sobotę już od godziny 10 obozowiczów budziły dźwięki polskiego rapu z Red Bull Tour Busa. O 16 pojawiły się pierwsze supporty – 3czwarte Sukcesu, po nich Danio, następnie SVV. Po tych krótkich występach oddano hołd powstańcom warszawskim symboliczną minutą ciszy. Drobny, ale bardzo istotny gest w 71. rocznicę wybuchu powstania.
Kilka minut później pod sceną zebrało się dużo większe grono słuchaczy. Pojawiła się na niej jedyna raperka w tegorocznym line-up'ie – nie kto inny jak Ad.M.a. Jedyne, co mogło w jej występie się nie podobać, to fakt, że trwał zaledwie 20 minut. Męskiej części publiczności zdecydowanie najbardziej do gustu przypadło wykonanie kawałka „Miraż”. Dłużej niż na scenie, Ada zagościła kawałek od niej wraz z grupką fanów, gdzie podpisała płyty i porobiła z nimi zdjęcia. Później udało nam się przeprowadzić z nią spontaniczny wywiad, czego efekt zobaczycie już niebawem! Następnie koncert zagrał kolejny Młody Wilk – JNR, który solidnie przygotował publiczność na wejście SB Maffiji. Jako że obsuwa jest piątym elementem hip-hopu, ich występ rozpoczął się kilkanaście minut po czasie, ze względu na spóźnionego Solara. Ekipa dała publice bardzo dużo energii, jednak problem stanowiło nagłośnienie, co psuło odbiór występu. Mimo wszystko koncert można zaliczyć zdecydowanie na plus. Białas, Solar, TomB, ADM, Danny i DJ Johnny udowodnili, że tworzą zgraną ekipę nie tylko w studiu, ale i na scenie. Liczba ludzi pod sceną po ich występie nie zmalała, bo kilka minut później mogliśmy na niej oglądać Bonsona wspieranego przez Matka. Świeższe numery przeplatane znanymi klasykami typu „Rok później” bez problemu rozbujały fanów znających większość kawałków na pamięć. Bons został zmieniony przez ekipę Mor W.A. Grupa wraca na scenę po wieloletniej przerwie i póki co trudno powiedzieć, czego się po niej spodziewać. W Płocku jednak znalazła się garstka entuzjastów ich rapu. Pozostaje nam śledzić ich dalsze poczynania i czekać na zapowiadany album „Empiria”.
Następnie przyszła kolej na Wudoe. Udało mu się porwać dużą część oddanych fanów zebranych wśród publiki, jednak moim zdaniem brakowało mu na scenie charyzmy. Całkowitym przeciwieństwem był występ Dwóch Sławów – niesamowita energia, świetny kontakt z publicznością, po prostu poziom światowy. No i przede wszystkim ich oryginalny humor – granie „Bą bą bą” na bicie „Euforii” Quebonafide zawsze na propsie. Chociaż osobiście liczyłem na wersję z „Ona tańczy dla mnie”…
O.S.T.R. – chyba każdy fan polskiego rapu miał okazję słyszeć o świetnym kontakcie z publiką, ogromnej energii i charakterystycznych freestyle'ach podczas koncertów łódzkiego rapera. Jeżeli tak, to na pewno nie zawiódł się na nim w Płocku. Doświadczenie to słowo, które chyba najlepiej opisuje jego formę – do dawania takich koncertów trzeba po prostu dojrzeć. Na końcówkę sobotniego wieczoru organizatorzy przygotowali nie lada gratkę – drugą zagraniczną ekipą na tegorocznym PLHHF był słowacki Kontrafakt, czyli Rytmus, Ego i Anesom. Każdy zna „JBMNT”, ale czy ktokolwiek kojarzy coś jeszcze? Odniosłem wrażenie, że większość publiki nie, co bynajmniej nie przeszkodziło Słowakom w solidnym rozruszaniu jej. Po koncercie udało nam się spotkać Rytmusa. Sprezentowaliśmy mu klasyczną koszulkę Rap Genius. Ostatnim koncertem na głównej scenie był występ Tedego. Warszawiak w zeszłym roku zamykał pierwszy dzień festiwalu. Tamten koncert wspominam jako jeden z lepszych na PLHHF 2014. Jak widać, organizatorzy mieli podobne zdanie, skoro powierzyli mu zwieńczenie tegorocznych występów na głównej scenie. Standardowo, Tede nie zawiódł. Mimo że wysiadało mu gardło po wcześniejszym koncercie w stolicy, ze wsparciem Zgrywusa i pełnej plaży dał radę w ciągu godziny zagrać sporo numerów z najnowszego albumu przeplatanych starszymi klasykami. Na koniec praktycznie nie mógł powiedzieć już słowa, co chyba jest wystarczającym dowodem na to, że dał z siebie wszystko. Jeżeli komuś było mało, czekały go jeszcze dwa koncerty na scenie Red Bull Tour Busa. Kilka minut po zakończeniu występu TDF'a, pojawił się na niej Gedz. Bardzo dobry, choć krótki koncert, zamknięty kawałkiem „Akrofobia”, na który czekała cała publiczność. Cały festiwal zwieńczył występ Mielzky'ego, który wykonał m.in. kilka utworów z „Miejskiego patrolu”. Płocki Polish Hip-Hop Festival odbył się po raz trzeci. Po raz drugi miałem okazję być jego uczestnikiem. W zeszłym roku na koniec festiwalu wątpiłem, czy w 2015 możliwe będzie zestawienie jeszcze lepszego line-up'u. Myliłem się. Większość zaproszonych artystów na pewno przypadłaby do gustu każdemu słuchaczowi ambitnego rapu. Kogo organizatorzy ściągną w przyszłym roku? Może Wiz Khalifę, zgodnie z żartobliwymi zapowiedziami na scenie?
Oprócz tego, bez wątpienia poprawionych zostało kilka spraw organizacyjnych, jednak jeszcze trochę do życzenia pozostawia chociażby sposób identyfikacji i zapisów na pole namiotowe. PLHHF to jeden z najlepszych festiwali rapowych w Polsce i myślę, że będzie dążyć do pozostawienia konkurencji daleko w tyle. Co mogę powiedzieć więcej? Do zobaczenia w przyszłym roku!