Piętro dziesiąte: chłopak z lolkiem filmuje ośkę.
Kwiat młodzieży zdolnej, a świat złodziei z dolnej półki.
Dziewiąte piętro: tam bywałem po bibułki,
ale że świat bywa okrutny stale, już tam nie bywam,
W sumie to gościa nawet nigdy nie znałem.
Proste? Piętro ósme: korepetytorka i zajęcia ustne.
Mam cię, Aleksandro, widziałem w „Wampie”
zdjęcie pro, „spotkajmy się prywatnie – dom”. Najzwyklejsze pomysły bywają najlepsze. Tym razem O.S.T.R. nie szukał tematu w sobie, w polityce czy na rapowej scenie. Po prostu dał przekrojowy obraz bloku, coś jak Ma**ive Attack w teledysku do „Protection”. W miarę jak zjeżdżamy windą w dół, skóra cierpnie coraz bardziej. Adam Ostrowski mieszka bowiem w robotniczej łódzkiej dzielnicy, gdzie życie nie pisze wesołych scenariuszy. Podróż prowadzi od jedenastego piętra, mieszkania ćpunki i alkoholika („Ona wyższe, on syn policjanta”), po parter z nieodłącznym, podbierającym pocztę dozorcą-Lucyferem. Szorstki głos w służbie kunsztownej, niedopowiedzianej, ciętej obserwacji ifilmowy, mroczny podkład godnie reprezentujący album zatytułowany „Jazz w wolnych chwilach” zapewniają gęstą atmosferę. Nie powstydziliby się jej przywoływani wcześniej bristolscy triphopowcy. [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]