Wszystkie rzeki moich myśli płyną w twoją stronę
Plątanina srebrnych nitek niczym żyły na twej dłoni
Z biegiem nurtu łapie tempo choć się dławię na moment
Gdy za bardzo mnie urzeknie bezmiar otchłani tej toni
To nic że nie rozumiesz choć tak może ci się zdawać
Dobić do tego portu to powyżej twych wymagań
Zdobyć świat to za mało zdobi nas ta wytrwałość
Dożyć lat swoich tak by się nie żałowało strat
Strach nie przywróci więc go odrzuć bo to ścieki
W końcu nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki
Ty ochrzczony w styksie gubisz w dłoniach skarby nilu
Uciekają ci przez palce każdy cenny warty stylu
Kiedy wpadają pod tafle plusk zrównuje się z ciszą
Blask umiera gdzieś nagle pozostając tajemnicą
Płynąc deltą istnień wlewam Ci w uszy ocean
Znaczeń które jak Stwórca budowałem od zera
Wylewam szkarłat z arterii i zabarwiam nim akweny
Brocząc krwią z gryzionych tętnic ją nawarstwiam jak problemy
Ja... bród mam w duszy a nemhezis to nic nie czuć
Sprawdź sumę swoich strachów na przykładzie własnych przeczuć
Znajdź dumę co jak głębia nie odkryje dawnych grzechów
A w sumie po wynurzeniu złap (te) kilka nagłych wdechów
Ile jeszcze upłynie w rzece czasu wody zanim
Wykształcimy płetwy i zaczniemy oddychać skrzelami w niej?
Patrzę w siebie w lustrze wody z dumą dalej mogę
Nawet kiedy gubie ostrość #kamień w wodę
Patrzę w otchłań i to dla mnie już zwyczajne
że kiedy ją obserwuję ironicznie patrzy na mnie
Lubie mierzyć z nią siły strach to nie mój adwersarz
On otwiera mogiły wciąga na dno topielca
Wszystko płynie a mieć pewność to jak rzeźbić wodę
Wydaje się niemożliwe a są rzeźby w lodzie