[Hook x2]
O nic nie proszę i nic nie muszę
Jestem gdzie indziej i tu się włóczę
Nie trafi nigdy tu żaden frajer
Osioł, co duszę tanio sprzedaje
[Verse 1: Skorup]
Kolejny raz szef rozłożył ręce
Od trzech lat niezmiennie tysiąć pięćset
Piszę wiersze lepsze niż Jacek Cygan
Lecz nie śnię o tym, na co jutro kasę wydam
Gdyby nie rap pewnie byłoby mi przykro
że jakiś cap spija drogie piwko
W TV kabaret, mają skecz z raperami
Na głowach czapki z przekrzywionymi daszkami
A ja pergamin tu z własnej krwi tuszem
Zapełniam rzetelnie i nic nie muszę
Nigdzie nie jadę, jestem gdzie indziej
Nawet jak widujesz moją mordę w windzie
A kiedy przyjdzie mi zmienić wymiar
Zbudzi się echo drzemiące w tych rymach:
Oto opowieść o tym skąd jestem
O ludziach i brudnym mieście
[Hook x2]
[Verse 2: Ciech]
Na głowę spadł mi dziś spory liść (amnezja?)
Zmęczony stary mistrz (Miyagi?)
Gdzie mój hajs, no gdzie on jest? (kapusta)
Zdarta twarz, zgubiony sens (mój sens)
I im bardziej myślę, że był tam i nie ma go już
To tym bardziej czuję, że od szyi oddalam nóż
I leci ku podłodze, obija marmur
I znów mogę oddychać, czuć smak pokarmu
Wzrok check, smak check, słuch check, dotyk
Wrak ciech, wróg ciech, w chuj ciech, dosyć
Ja rozumiem, to Twój wolumen
W sumię też lubię taplać się w Ka
Mówię dziś na luzie, joint jak wieżowiec
I unieść się nad tym i wejsć na pustkowie tu
[Hook x2]
[Verse 3: WSZ]
Kolejny raz czas stanął właśnie
Zwidy na jawie, czy miejskie baśnie?
Mijam znów ludzi z pustymi oczami
To oni są tutaj tymi zjawami
Gdyby nie moje tajne zaklęcie
Wszyscy zniknęliby na zakręcie
Droga do szczęścia jest bardzo kręta
Jak tam doszedłem, sam nie pamiętam
Było wesoło jak w jakieś święta
Lecz nikt nie myślał tam o prezentach
Jednak dostałem mały podarek
To bez wskasówek dziwny zegarek
On ciągle tyka mi w mojej duszy
I żaden hałas go nie zagłuszy
Jak go się ruszy, zaraz zastygnie
Wystarczy mocno ciągnąć za dźwignię
[Hook x2]