Słowo jedno dla publiki, a drugie dla prasy
Przyjechałem tu na bounce, nie na wczasy
Tak, dokładnie, kładę rap ponad mnie
Zrób yo, jak znasz mnie, yo cię dopadnie!
Traktowania chcesz, to traktuj to poważnie
Nie wiesz, co mówić? To mów niewyraźnie!
W dobie idoli ryżych, pedalskich strasznie
Tandeta płynie wierzchem, a sztuka na dnie. W mocnym dla rodzimego hip-hopu 2002 roku najlepszy kawałek okazał się wolnym singlem, który wyprzedził solowy album AbradAba aż o dwa lata. Tutaj nie ma miejsca na zbędne rozważania, na an*lizę każdego wersu – jest niesamowicie giętkie flow wyborny refren będącego w wielkiej formie Gutka i beat samego gospodarza, czerpiącego najlepsze śląskie wzorce od IGS-a i Jajonasza. Raper Kalibra 44 stawia na przechwałki ale ma do nich pełne prawo, bo „Miasto jest nasze” rozgrzewało imprezy w każdym mieście między Odrą a Bugiem, stając zarazem do pewnego stopnia w opozycji wobec nurtów dominujących na scenie. Tylko Red tak odważnie jak AbradAb w tym numerze
Korzystał wówczas w beatach z elektroniki, większość producentów zdecydowanie lubowało się w samplowaniu i brzmieniu zawieszonym między Paryżem i Nowym Jorkiem w „Miasto jest nasze” mamy zaś trochę Memphis, szczyptę Londynu, a wszystko podlane specyficznym katowickim sosem, który wyróżniał się na tyle, aby singiel doprowadzić do wielu list przebojów – nawet popowych rozgłośni radiowych. Co istotne, bez cienia tanich komercyjnych zagrywek, miękkich pianinek czy rzewnego zawodzenia w refrenie. Aż dziw bierze, że AbradAb nie kuł żelaza, póki było gorące, i „Czerwony album” wypuścił dopiero
W 2004 roku