[Zwrotka 1]
Gdy spadał anioł nikt nie widział piór podartych
Nikt nie płakał, nikt nie łapał kwiatu oleandry
Losu meandry zawiodły ją na tą glebę zimną
Gwiazdy na niebie, hiena bawi się ze swą zdobyczą
Z każdą sekundą z niej życie w eter ulatuje
Grzmią niebiosa, zmaga się wiatr, niebo deszczem pluje
A wokół ciemność wdziera się z pulsem w serce
Ku niebu wznosi ręce, czy Bóg przytulić ją zechce
Na twarzy oddech, ta woń zgniła, wstrętna
Płuca przygniata sto ton, jego twarz beznamiętna
Dłoń jak imadło, miażdży gardło, on przez zęby syczy:
"Krzycz do woli suko, nikt cię nie usłyszy"
Ostatkiem sił broni się sarna we wnykach
Resztka życia się tli jak płomień w grobowych zniczach
Minęło wiele dni, marna nasza prekognicja
Wszyscy jesteśmy ślepi, to życie, a nie fikcja
Jak cienka nitka wiąże duszę z fizycznym ciałem
Klepsydra cedzi ziarna, ostatnie z nich to "Amen"
Z morderczym szałem już strobo na sklepieniu błyska
Nie, to nie dyska, on jak lobo życie z niej wyciska
Wibracja niska, chyba skała czuje więcej
Ślina cieknie mu z pyska, ale jej opadły ręce
Już końca tak bliska, słyszy już nawoływanie dusz
Na włosach krew, nie farba, barwa jak wojenny pióropusz
To nasza wina, patrz i gap się teraz, czas się zatrzymał
Za chwilę finał, toczy się powoli czarna bila
Weź nie strugaj tu debila, bo jakby tyłkiem ruszyła
To byś w nią wszedł, jak niejeden skręt z zapędami pedofila
Teraz się szujo śmiej, w oddali cicho gra Eroica Beethoven
Do góry ręce, jak na ostatnim koncercie
Trzeba ją ponieść tam gdzie w glebie czeka dla niej miejsce
Śmierci kierpce po cichu depczą trawę
Kroki tak liche, a prowadzą ją nad życia krawędź
Słychać już płaczek lament, to już ostatni zakręt
Za nim nie ma już nic, koniec, aż tu nagle:
"Ja na twoim miejscu bym tego nie robił
Rzuć tę pałkę, ty zboczony śmieciu
Albo najlepiej wsadź sobie ją w dupę
I wypierdalaj stąd, kumasz?" [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]