Po kilku latach muzycznego przestoju do gry wrócił Bilon - warszawski dinozaur, ikona Mokotowa. Po ukończeniu trylogii JLB (wszystkie z trzech płyt to EP'ki) postanowił wypuścić solowy LongPlay. Nie ukrywam, że materiał sprawdziłem z szacunku, jakim darzę Bilona, Diil Gang i Hemp Gru za działanie na rzecz kultury Hip-hop, promowanie jej oraz wspieranie MCs, DJów, tancerzy i writerów. Za całokształt należy im się ogromny props. Niestety, to już koniec superlatywów, bo zamierzam zacząć pisać o płycie
Na początku trochę suchych faktów. Materiał zawarty na krążku to ponad 60 minut muzyki (sic!) -
(Szybka matematyka - przy 18 trackach i długości albumu lekko ponad godzinę - na jedną ścieżkę przypadają blisko 4 minuty!)
Bilon, na litość boską. Jako doświadczony raper powinieneś rozegrać to logistycznie - dwie płyty, bonus tracki, b-sides... Cokolwiek... Już na papierze taki materiał to katorga, co dopiero przy odsłuchu O warstwie muzycznej słów kilka, choć tu też jest tragedia. Przy siódmym, może ósmym tracku łeb zaczyna pękać i człowiekowi najzwyczajniej w świecie odechciewa się żyć. Przez całą godzinę raczeni jesteśmy bitami Szweda - monotonnymi, ciężkimi i po prostu nijakimi. Żaden z nich specjalnie nie zapada w pamięci. Całość brzmi jak jeden, sześćdziesięciominutowy kawałek
Muzykę "okrasza" nawijka Bilona - identyczna jak za dawnych lat (rapowy zastój umiejętności od 2009) z tym, że ze znacznie gorszą liryką
Jeśli spodziewacie się tekstów o czymś innym, niż jebaniu systemu, narkotykach i braterstwie... Grubo się przeliczycie
Żeby było śmieszniej - z linijki na linijkę człowiek zachodzi w głowę, dlaczego Bilon jeszcze nie ma ghostwritera. Na albumie znajdziemy takie kwiatki jak " Ten, kto ma rację, to stawia kolacje", "A prawda jest jak dupa: każdy ma swoją w sumie" lub "wbijam końcówę w czoło pani minister, pierdolę system, przyszedłem, a nie przyszłem" czego komentować nie trzeba
Pragnąc ratować twarz płyty usiłowałem szukać pozytywów, choć było to niełatwe zadanie. Przy drugim odsłuchu skronie zaczęły nieprzyjemnie pulsować i musiałem iść się przewietrzyć
Choć z początku nie rozumiałem zabiegu z "Warszawskiego raptonu" i podśpiewywanie Bilona uważałem za niesamowity niewypał, podczas kolejnego sprawdzania zaczęło mi to pasować. Choć ucho powoli puchło, wczułem się w warszawski klimat, myślami przeniosłem się do stolicy i wydaję mi się, że ze strony Bilona to mógł być celowy zabieg. Oby
Z worka pełnego antysystemowych numerów całkiem nie najgorzej prezentuje się track otwierający płytę - "W konspiracji" doskonale opisuje sytuację społeczną i polityczną zarówno z bieżącego roku jak i z przeszłości, i... To chyba tyle
Kontynuowałem poszukiwanie ratunku, tym razem w featach. Nie ukrywam, że największą nadzieję pokładałem w Sokole i przedstawicielce ladies rapu - Ryfie Ri. Na pierwszym zawodniku trochę się zawiodłem, bo zwrotka ze "Zdrówka", choć solidna, brzmi jak wycięta wprost z "Resetu". Za to "Hip hop huligan" ze zwrotką od Ryfy kupuję w całości i nie pytam o cenę. Do puli można dorzucić Palucha, który na "Pochodnie płoną" również popłynął całkiem dobrze
Z każdym dniem zastanawiam się, jak mogłem przesłuchać ten album jednym rzutem (nie będąc pod wpływem żadnych wspomagaczy). Na tym krążku prawie nic się nie broni. Nie wiem, czy Bilon zamierza kontynuować karierę solową. Może ten krążek miał być uwieńczeniem jego działań, pomnikiem. Jeśli tak, to ten pomnik wygląda tak: Niestety, Bilon - 3 x nie