[Verse 1: JodSen] Kiedy wchodzi taki kick i snare, chory niczym Sinister Jesteś tym rozbity tak jaki piggy bank Tworzymy całość z nim jak jing i jang Prawdziwej liryki zew, jakby nadal żyli Biggie i Big L Każdy gnój tu jest pierwszy do tronu Nawet kiedy jego guru nie był Świętym z Bostonu Na bitach lewituję, jeszcze mi nie świeci tunel Nigdy już nie zapomną tych punchy #Jerzy Kulej Demon dyktuje mi do ucha zwrotę, za minutę druga Anioł mruga do mnie lewym okiem, z okien Wlewa się cień dnia, nie wstaję z krzesła Słowami mieszam czarne z białym, jak Mandela w RPA Werbalna magia, flow jak kaligrafia Każda linijka trafia, pozostawia epitafia By czuć jak ja całuj beton po którym stąpałem Ja to ghost writer, na głowie diadem [Hook x2: JodSen] Bo jestem MC, reprezent świętej profesji Aż zrobią skalpelem nacięcie na piersi Słowa moją religią, ich cały legion Niech krzykną santo subito [Verse 2: JodSen] Nikt tu nie prowadzi życia jak duchowny z Asyżu Każdy chce szybkiego dillu zapalić trochę haszyszu Albo Marii... i niczym się nie martwić Gdy ja spisuję frazy do bitu jakby w oparach Ayahuasci Każdy z nich, chociaż prawo łamię, ma mnie za ikonę Jakby zmienił swoje wyznanie na prawosławie Chcieliby anielski pył walić nosem
Ale potem są jak Whitney Huston mamy problem Ja to uliczny patron, nigdy nie policyjny patrol Wygrywam swoje bitwy jak Patton Dorastając, tu gdzie nie ma perspektyw, miałem tylko wersy Nie wiem gdzie bym był teraz bez nich Słowo jest moją bronią, koniec z moją pokorą No bo skoro nienawidzą mnie, to tylko bo się boją W pełni świadomy stoję z lufą przystawioną do skroni Ostatni krok do martyrologii [Hook x2: JodSen] [Verse 3: JodSen] Lepiej nie mów tego przy nas jaki to nie jesteś hardcore'owy Dobry rap wykręca jak po grzybach, ale atomowych I taki robię, wiem, gram, ale oni nie Tylko tu na cyfry liczą, a cyfry nie liczą się To czego chcę, to sława na długo po śmierci Dlatego słysząc brawa czuję się jakbym od dawna nie żył Jeżeli dzielić zwrotki, to na słabe i te dobre Totalnie proste, to słuchacze mają tracić oddech Nie istotne to co w garderobie kiedy piszę Sezonowcy bawią mnie nagością jak Leslie Nielsen Energetyczne wampiry, idole nastolatków Więcej treści by przekazał im Nosferatu Boże ratuj, na wymarciu jest mój gatunek Dziś nie poziom rapu, decyduje wizerunek I tylko moje własne słowa na pętli Okrzykną mnie następnym świętym bo jestem MC [Tekst - Rap Genius Polska]