[Verse 1: Leh]
Kiedyś gonił sny ale dziś to już zamknięty rozdział
Teraz ucieka przed nimi bo każdy to koszmar
Na biurku trzecia kawa (nie zaśnie)
Zegar zaraz powie że czas chować krawat pod płaszczem
Kolejna noc, kolejne strofy na kartce
Którą chowa i zaklucza w szufladzie jak zawsze
(ona) Całuje ją na pożegnanie
Już przestała pytać czemu znów coś pisze nad ranem
On przecina trotuary z buta
Obok tych, którzy chcą przytulić cały utarg
(Hajs?) generatorem lepszych dni
Obiecywał sobie że nie będzie jednym z nich
Plany ? uleciały jak pamięć po skrętach
Kiedyś mówił że ten świat go zapamięta
I kiedy noc znów przynosi ciszę
On otwiera szufladę, wyciąga kartki i pisze
[Verse 2: Oxon]
Pierwszy raz chyba ze dwa lata temu zasnąć nie mógł
Do dziś nie wie po co wziął długopis, usiadł z kartką (czemu ?)
Poczuł życie jakbyś dostęp tonącemu dał do tlenu
Dzień jak codzień miał się do tej nocy niczym Mars do Wenus
Nie chciał zasnąć odegnał w te pędy nudę
Pisał o zwycięstwach, klęskach ze swym ludem
Był kim zechciał, miał życie drugie
Sen wieścił zgubę
Wiedział że sen odbierze życie to jak Freddy Krueger
Za dnia martwy by w nocy odżyć jak wampir
Ożywiał tkanki, kiedy dotykał kartki
Stawał do walki, gdy chciał to tylko płynął
Ratował świat, lub traktował go jak kat gilotyną
(Świat) sam go stworzył, co rano zamykał go pod kluczem
Myśląc codzień - jakoś wytrzymam codzienne troski w proch obrócę
Wrócę ! - pożegnał się, skinął głową
Lecz szuflady nie zostawił pod kluczem (dziś) wyjątkowo
[Verse 3: ERking]
Frajerom śni się po nocach forsa
On nie mógł spać, chciał zobaczyć dumę w oczach ojca
Ostatni rap, matki twarz i promienie słońca
Los zapisano w gwiazdach dlatego nie zmienię końca
Ale nie chcę, Bóg nie zna naszych snów z podwórek
Opluwa nasze marzenia, każe iść znów pod górę
Tracił rodzinę, sen był kuzynem śmierci
Tak bardzo chciał by dać mu choć godzinę pamięci
Chcą dla nas kagańców, chcą skrócić łańcuch
Mam chora ambicję, reszta chce tylko zastrzyk hajsu
Mówili że to bzdura, młodzieńcze sny o chmurach
Nie potrzebujemy skrzydeł żeby latać, bo mamy pióra
Żył jak połamany ludzik ze świata eternii
Jest nas kilku, wierni nie przetną nam materii
Miasto, patrzył stojąc na dachu przed siebie
Nim zasnął pod kluczem ptaków na niebie