[Verse 1: HuczuHucz i Joanna Rybka]
Chciałbym wiedzieć skąd naprawdę wziął się wszechświat (no powiedz mi)
Czy którąś z planet ktoś zamieszkał? (no powiedz mi)
Czy granicą jest czerń czy biel, powiedz czy jest jakiś kres
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
Chciałbym unieść się nad ziemią prostopadle tak
I zrobić foto na tle gwiazd, do których odległości mierzą światłem dnia
Zobaczyć każde z miast, świat zjechać wzdłuż i wszerz
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
Chciałbym zatrzymać czas i mieć kontrole nad nim
Sprawdzić jak będzie za tysiąc lat lub cofnąć się o dwa dni
By naprawić parę spraw i znów mieć wpływ na ich bieg
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
Chciałbym umieć rozmawiać ze zwierzętami, jak się żyje z nami
I dowiedzieć od nich się, jak ludzie postrzegani są
Jaką opinię mamy i czy czują, że ich życie ma sens
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
Chciałbym móc przywracać życie tym co zasługują na nie
Lub, tym którym serca bicie niesłusznie było zabrane już
Dać nieśmiertelność tym dobrym i sobie też
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
I chciałbym móc chociaż przez dobę być kimś innym od tak
I w obcym ciele sprawdzić jak wiele się różni ten świat
I czy mimo wszystkich granic płynie w nas ta sama ludzka krew
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
[Verse 2: Joanna Rybka]
Jest tyle niemożliwych rzeczy, tyle spraw
Na które nikt nie ma wpływu
Musimy akceptować nasz własny świat
I wykorzystać każdą z minut
I jeśli niemożliwe jest, żeby mieć wszystko
Pośród promieni słońca i deszczu kropli
To czego nie znamy, to przyszłość
Boimy się, że umrzemy samotni
I chociaż życie stawia nam setki pytań
To niemożliwe znać odpowiedź na każde
Ciekawość świata nakarmić do syta
Lepiej zwrócić uwagę na to co naprawdę ważne
Doceniać chwile, byśmy byli szczęśliwi
I uwierzyli, że to wszystko ma sens
Spełniaj marzenia, w końcu niebo to limit
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
Ale wiem, że to niemożliwe jest...
[Verse 3: HuczuHucz]
A gdyby tak się miała spełnić każda prośba ta
To kosmos zobaczyłbym w pełni, jaki tak naprawdę wielki rozmiar ma
Obcy z innych planet, bym ich raczej spotkał tam
Z dala od ziemi, gdzie mój statek i zaprosił ich do środka
Sam znalazłbym krater, potem usiadł gdzieś na zboczu
I nie robił zdjęć, bo własny album na siatkówkach oczu mam
Zwiedziłbym miast od Miami przez Reykjavík po Tokio
I przestawiłbym zegarki, żeby w czasie się cofnąć
Zaraz potem szybko w przyszłość udać, nisko fruwać
By zobaczyć z bliska czy nam wszystkim się tu wszystko uda
Rozmowa z fauną w kilku słowach, gdy o wilku mowa
Będąc po wrażeniem ile zwierząt chciało dyskutować
Każde mówi coś o sobie, tak słuchałem ich
Bo wiele z nich lepszymi przyjaciółmi jest niż człowiek
I spod powiek im spływały gorzkie łzy na ostre kły
Bo przez ludzi tracą bliskich i im nie jest wcale dobrze z tym
Swoich też bym wskrzesił prędko, po kolei
Jednocześnie zwiększył tętno tym co przypadkiem zginęli przez coś
Dał życie wieczne, co marzyciel jestem
I by żadne z naszych marzeń nie zostało już rozmyte deszczem łez
I kreślę tekst obcymi rękoma
I tylko własny rozum mówi mi, że to na pewno ja
Jako ktoś inny może umiałbym odnaleźć sens
Ale wiem, że to niemożliwe jest...