Siedzę w nocy i robię se spontan, bo mogę Coś, że won na podłogę, bo kurwa nie możesz Ustać jak człowiek Ty skumaj, że boję się To że dwoję się, żeby o tobie nie myśleć, to nic To że powiem cześć, a potem co jest, legitnie, to nic To że zrobię pięć, a potem powiem, że nie styknie, to nic To że wolę Cię przy sobie mieć, to trochę wiem egoizm I mogę chcieć, ale nie mogę się przestroić Więc wolę się wozić na czarno, jak kiedyś mówiłem już Pierdolę kolory, a klawo to będzie dopiero jak, synek, se wrzucę luz Ale chuj nie wóz, se nie pójdę już i dopiero wyruszam Palę szlugę znów, stale tłumie ból, do płuc I znów to ścierwo wypuszczam, niebo na ustach I mogę tak biec bez celu do jutra, bo wielu nas już tak przegrało Wiesz, wybrało śmierć nad patos, gdzie se dają w łeb co rano Gdzie co rano wręcz poznają się od nowa I mają chęć się nie znać wręcz, wiesz, że zjebał ześ se Bez pierdolenia doszczętnie to co się nie trafia się najczęściej tak Mam stary bletkę i ławki ze dwie, korzenie mam w moim folk Sam z tym jestem, posiedzę jak Bobby Long Mam artylerię, z nas samych bekę i dystans I mogę przyznać, że nie do siebie, a wyjebane mam do przebycia Tu pośmiewiska nie było nigdy, pośmiewiska nigdy nie będzie, nie Mogę wygrać i mogę wyjść, Ty, ale nie będę szedł Wcale nie będę biegł, jak gonią, nie będę, nie Ale jak kiedyś zobaczę, że stoją to zerwę się, wyjebię się na R A P
I jebnie wiesz jak LPG, spóźnieni gdzieś jak PKP, ostatnie jęki na nieba dnie Znajdzie tam się, jak trzeba, wiesz, jak seba gdzieś na dżetach Nie jak teraz wierszokleta się zasiedział, no bo nie ma jej Ja nie dam się, mam teraz cel a niemal straciłem wszystko Pan nieraper, pan nie da się, pan nie ma za chwilę już nic, bo Pan tera ma chwilę na wszystko, a traci ją kurwa na nic Jak szczyle, co mają na dzidę i piwko i kurwa na nic więcej Podkuta na wnęce, kolana, łeb, wiesz, czas ucieka Od muła na prędce, rura i lecę i pa, patrz, uciekam A status letarg mam w poważaniu jak lazur nieba Jak panów z neta, fanów reda, Pan tu nie stał i łaków z getta Nazajutrz nie ma opadów z nieba, już dano nie raz gro ponad mus Bez pary w rękach, bo many nie ma, a wypadało coś ponad luz dać Gdzie moja muza, gdzie moja dusza, gdzie można pójść, jak nie można ustać Nie moja kurwa sprawa, spierdalam ziom, się nie mam o co obawiać I nie lada flow mam i nie padam ziom na pysk, niemała forma Robię to kurwa jak M.O.P., do dnia aż skonam już nara, dobra, zawracam morda, bo Jebana słota, topek się ostał, mała miernota 'two cigarettes and a bottle of water' Kładę się, dobra, miałem nie dostać już, ale to nic Miałem się odkuć, dobra, stój stale do dziś [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]