#James_Joyce, krótkiej refleksji czas
Pochłaniam się w to, jakbym miał zaraz spaść
Wyżej paradoks, ludzkich spojrzeń
Najwyżej zgnijesz dziwko, puść to głośniej
Każda myśl, wartość monet, #Claude_Monet
Impresjonizm z powiek, stracony człowiek
Nie jestem czyikolwiek, został bezpiek
W banku zero baniek, zero kogokolwiek
Zatoka kanibala, amonie glebostanu
Wysoka fala na dnie oceanu
Bryzę czujesz, dotknij krwi wylewu
Przelany przez klepsydrę czas, już dobiegł celu
Zgubiona wartość, miasto idiotów
Antonim Metropolis, żywot absorbentów
Maska gazowa, żyję na czystym wdechu
Skomplikowany, moja dusza w półśmiechu
Osiągam apogeum, pośrodku bezkresu
Niby bez sensu, słowa te #Gangesu
Nieskończoność progressu, nie szukam tu sukcesu
Pełno kermesu, bramy Hadesu
Jebane pustkowie, ja i mój przeciwnik
Bez żadnej presji, każda iskra arszenik
Choć drobny ciernik, twórca, rękodzielnik
Nie syntonik, na morzu szabrownik
Prędzej oligofrenik, ale nie monotechnik
Niemoc by dotknąć innych dziedzin
Porządek w miejscach cedzin, zwiesz mnie Gaidzin
Jestem cudzoziemcem, nie możesz mnie splamić
Zrobiłem więcej niż, mógłbyś sobie wyobrazić
To lepsze niż, czekanie na nic
Tyle źrenic, tyle obietnic
Byli nie są już, #James_Joyce, ooh