W ubiegłą sobotę, 6 czerwca, w legionowskim MOK-u miał miejsce koncert z serii „Ludzie Sztosy Tour”. Choć imprezy rapowe w naszym mieście nie są czymś, z czym mamy do czynienia na co dzień, warto nadmienić, że sytuacja pod tym względem zaczyna się poprawiać, a to wszystko dzięki pani Sylwii Krzyżanowskiej-Grabiec, która dba o to, aby nasza kultura docierała do mieszkańców Legionowa na szerszą skalę, a nie jedynie za sprawą domowych głośników. Te-Tris, duet Łona/Webber, a teraz Dwa Sławy – wygląda imponująco? Pani organizator zapowiada, że nie ma zamiaru spocząć na laurach Wracając do samego eventu, oprócz występu Ludzi Sztosów na godzinę 20 zapowiadany był support, podczas którego mieliśmy usłyszeć białostockiego rapera Radziasa, wspieranego przez Iwana, Górzyniaka oraz DJ'a Garfielda. Na planach jednak się skończyło, gdyż wyżej wymienieni panowie ostatecznie nie dotarli do MOK-u, co spotkało się z dużą dezaprobatą jednego z uczestników wydarzenia. Oczywiście, jako że my „rozumiemy więcej”, zdajemy sobie sprawę, że był to jedynie żartobliwy pstryczek w kierunku gwiazd wieczoru, jednak śmiało mogę przyznać, że słowa „Ludzie Sztosy” oraz „Kiedy będzie Radzias” mogłyby konkurować w kategorii najczęściej używanych na imprezie Jako że support nie dojechał, start imprezy nieco się przeciągnął. Drzwi MOK-u przekroczyłem około 20:30 i nie mam zamiaru tu koloryzować, nie zastałem tam tłumów. Na oko około 30-35 osób, w wieku, ujmijmy to, zezwalającym już na wejście na tego rodzaju wydarzenia. Złożyły się na to zapewne trzy czynniki:
- fakt, iż tak jak wspominałem, Legionowo nie jest jeszcze do końca „wczutym” miastem w całą otoczkę związaną z rapem;
- równolegle z koncertem rozgrywany był finał Ligi Mistrzów, co zapewne wielu sympatyków postawiło w niemałym dylemacie;
- sam MOK nie byłby przygotowany na przyjęcie dużo większej grupy osób, bo najzwyczajniej w świecie byśmy się tam zagnietli - czuję więc, że wydarzenie, na życzenie samych organizatorów, nie było promowane na taką skalę, na jaką być mogło Mniejsza o to, ważne, że nadszedł wyczekiwany przez wszystkich zgromadzonych moment, czyli start imprezy. Na dobry początek dostaliśmy krótki pokaz umiejętności nieodłącznego kompana Sławów – DJ'a Flipa, któremu, trzeba przyznać, pomimo młodego wieku, idzie nad wyraz świetnie za konsolą. Po krótkiej chwili na scenie zagościli już „Cyganeczka” oraz „Biedronka”, znani wszystkim jako Rado i Astek. Początkowe przebranie panów pokazało zebranym na sali, z jak wielkim dystansem podeszli do samego eventu oraz że zamierzali nieco rozruszać publikę, a nie jedynie odbębnić kolejny punkt w terminarzu. Po odegraniu pierwszego numeru i porzuceniu „żupanów” przez artystów, dostaliśmy krótki wykład na temat „wybielania odbytu”, co paradoksalnie pozwoliło na przełamanie bariery na linii fani-artyści i było punktem przełomowym koncertu. Mimo małej frekwencji, panowie pokazali, że nie są raperami z pierwszej łapanki i na swoim fachu znają się jak mało kto, rozgrzewając legionowski MOK z każdym kolejnym numerem do czerwoności. „Gettin money”, „Absztyfikanci” czy „Bą Bą Bą”, nawinięte już chyba standardowo pod melodię „Ona tańczy dla mnie”, dały taki ogień, jakiego nie raz artyści nie są w stanie wskrzesić u publiczności liczonej w setkach Tak więc, co by nie mówić, myślę, że zarówno organizatorzy, fani, jak i artyści powinni być zadowoleni z atmosfery panującej podczas całego eventu, bo to jest chyba najważniejsze. A sprawy finansowe? Przemilczę, bo ponoć dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają