W wieczystym migotaniu zdarzeń Wędrując w czasie nieskończenie Znalazłem się u progu marzeń Przed labiryntem przeznaczenia Aż wszedłem do Świątyni Ciała Przez Boga w drzwi otwarte Na Jego Cześć na Chwałę Ludzkości rozpocząłem kartę I miałem być w skromności piękny Upiększać wszystkie miejsca sobą Lecz gdy za siebie spojrzę ..........................................jęknę Tak brzydką stałem się osobą Jak bezrozumny pasterz na pastwiskach Pasając niezliczone bydła Zdeptałem traw dywany na klepiska Aż Anioł-Stróż opuścił skrzydła
I spadłem z tryumfalnych wież patosu Misteria intryg tytko knując Fanfaron zabłąkany pył Kosmosu Oszpecam się cywilizując I szaleństw już zatrzymać niepodobna Gigantokleptomanii świata Jak żadnej z epok co sposobna Tresować dzieje trzaskiem bata Więc tęskno mi do praw Natury Do praw pod słońcem tak pojętych Iż nie stosuje się tresury Wobec Mądrości Rzeczy Świętych Więc tęskno mi do Ponadwiecznych Do tych potomków Adamowych Którzy pod stropem Drogi Mlecznej Pokorni Piękne schylą głowy