Na wzgórzu ze słów usypanym Nadziei i wiary, pociechy i pięknych prawd Tak stoję i czekam na świt Co nadejść zapomniał od roku i kilku dni Powroty zawsze takie same są Zapadam w ciepłą, czarną mgłę Może jak Ty w końcu zniknę w niej W pokoju Twym umieram co dzień I już nawet światło tam sie boi wejść Gdy błagam los o jeden znak Co wróci spokój i pozwoli spać Dlaczego Ty? Wolałabym ja Zniknąć tak nagle jak pod słońcem mgła Wołam przez noc, krzyczę za dnia Dlaczego nie ja?! Twój pokój ten sam czeka wciąż Czeka choć dawno tak plakaty już rozmył deszcz
Znów biegnę przez chłodne żyły miasta Może gdzieś nagle zobaczę Cię Powroty zawsze takie same są Zapadam w ciepłą, czarną mgłę Może jak Ty w końcu zniknę w niej Hałas na górze kołysze mrok Choć zwykle sufit tłumił dźwięk To na dnie piekła znowu bawią się W pokoju Twym umieram co dzień... Gdy gryzą wizje takie same wciąż Zapadam w ciepłą czarną mgłę Może jak Ty w końcu zniknę też Hałas na górze kołysze mrok Choć zwykle sufit tłumił dźwięk To na dnie piekła znowu bawią się Nie widzisz mnie, nie słyszysz mnie...