Czas na refleksje więc odpalam blanta życie to magia choć z reguły czarna A czas który nastał to czas by wziąć w łapska Swe życie nim całkowicie się roztrzaska I pęknie jak czaszka co pęka mi co dnia I męczy insomnia to chyba po jointach Budzi mnie koszmar gdy uda się zasnąć A nim zasnę znowu to na zewnątrz jasno I gdy dzień zaczynam to wiem że rutyna Znowu mnie zabija i chce tylko pisać A wokół mnie cisza zatracam się w bitach I nad tekstem gdybam i chyba coś świta Mam dość tego życia chce wyrwać się jakoś I poprawić jakość co będzie na starość Wybiegam w przyszłość Co gdyby nie wyszło i szlag trafił wszystko Ej pieprzyć tą przyszłość Chce znaleźć boga lecz chyba nie zdołam I nie wiem gdzie szukać no bo nie w kościołach Dać mu na ramiona ten krzyż który dźwigam Ten krzyż co nazywa się ciężarem życia Wiesz kocham to życie i go nienawidzę Kocham bo mogę spełniać się w muzyce Mam dom rodzinę kilka małych zwycięstw I pasmo porażek których dziś się wstydzę
Chciałem być uczniem kiedyś mieć dobre oceny Czas trochę mnie zmienił zmienił priorytety Dziś chcę mówić o tym co na sercu leży Spisać w notesiku kilka ważnych przeżyć Już tylko rap cieszy no i imprezy Te dwie małe rzeczy pozwalają przeżyć Dają mi siłę i dają przywilej By móc zapomnieć o świecie na chwile Chciałbym świat zmieniać ale jak nie wiem Skoro nie potrafię zmienić nawet siebie To niełatwe przecież wymaga wyrzeczeń Ulegam pokusom i lubię odlecieć Często rzeczywistość bywa dla mnie fikcją A fikcja jest dla mnie jak rzeczywistość Upadam nisko wzlatuje wysoko Nawet gdy coś nie gra mówię "zawsze spoko" Uśmiech szeroko głęboko smutek Głowa gdzieś w chmurach i tak funkcjonuje Zamknięty w murach własnej wyobraźni A zewnętrzny świat to coś niczym matrix Ruchome obrazki pozbawione sensu Czas niby płynie jednak stoi w miejscu Zamykam zeszyt i odkładam pióro Wszystko odleciało wraz z ostatnią chmurą