[Zwrotka 1]
Mam już dość impulsów do pisania zwrotek
Z tą przewagą smutku, który w sobie noszę
Chcę od życia więcej niż 40 procent
Widzieć w Tobie serce, a nie byle procę
Która chce ode mnie, tyle co w nią włożę
Czyli chuj i w sumie, cały chuj dziś mogę
Bo choć mam robotę i tę stałą pensję
Za nią nie odłożę na rodzinę z dzieckiem
Miewam co raz częściej nieprzespane noce
Po ulicach chodzę, jak ten pies bezpański
Sam ze sobą toczę wojny, miewam chandry
Mijam puste ławki, skwery, pełne knajpy
Mam ochotę upić się i gdzieś przetańczyć
Całą flotę, potem się zajebać w akcji
Nienawidzę siebie i gdy na mnie patrzysz
Co raz bardziej jebie mnie ten kac moralny
I tracimy siebie, bardziej niż ostatnim razem
Gdy nie miałem jeszcze aspiracji
Aby być na stałe z kimś, i trwałem sam w tym
Wiele kobiet miałem, same ex kochanki
Mógłbym tu odmieniać, nawet przez przypadki
Powiedz co to zmienia, powiedz o czym świadczy
Dzwonię do swej matki, chciałbym do rodziców
Temat nie jest łatwy, tak już bywa w życiu
Sprawy nie załatwi kilka słów do bitu
Nie wiem czy wystarczy, na to przymiotników
Aby uwydatnić Ci mój punkt z głośników
Potrzebuję klamki, a nie długopisu
Czujesz się rozdarty i rozbity w środku
Chciałbym w sobie stłamsić, zdusić to w zarodku
Ale nie potrafię, i tak koniec końców
Albo skończę z rapem, albo skoczę z mostu
Tak po prostu
[Zwrotka 2]
Już za późno by mi pomóc, mówię całkiem serio
Spuszczę SIM z telefonu, w kiblu wraz z baterią
I nie mówiąc nic nikomu, zamknę drzwi od zewnątrz
Czując cierpki chłód betonu, śmierć i ruszę w ciemno
Nie ma nic przede mną, żywej duszy żadnej
Miasto oddycha tak ciężko, jakby miało astmę
Taki mam charakter, chciałem Ci przekazać
A nie dając sobie rady słyszałem, bym nie przesadzał
Milknie wrzawa, gasną światła, stop kamera
Części rozbitego serca, którego już nie pozbieram
Każda afera, na mój temat plotka
Już za chwilę straci poklask, więcej mnie nie spotkasz
Nie mam w sobie ognia, żadnej iskry nawet
Nie nakręcą o mnie filmów, nie napiszą w prasie
Wersy niczym pacierz, spowiedź przed Najwyższym
Nigdy nie dałem na tacę, temu pewnie milczy
Jestem Tobie winny ten ostatni dialog
Uznaj, że gadaliśmy, tego kawałka słuchając
Po nim wejdę zająć, te najwyższe z pięter
I choć wciąż dotykam nieba, i tak w nim nie będę