Wejście jest wreszcie,nie wiem czy nie za późno Podejście,pierwsze,nie przyszedłem tu na próżno Nareszcie tu jestem,zamierzam jechać równo W tekście po wersie dostaną Ci co mnie nie lubią Cztery lata zbierałem odwagę,chociaż nikt mnie nie chce Ja będe to nagrywał dalej,dla tych dwudziestu wyświetleń Ciągle w chujowej formie,nie mam nawet majka Ale będe walił po mordzie,każdego niedowiarka Muszę wykorzystać szansę,bo to trochę nie na miejscu Nie spalę się na starcie,ale wjebie się jak DeadPool Myślą,że mnie ubiegli,spokojnie bez pośpiechu Mam tyle energii,że nawinąłbym to na jednym wdechu Wiem,że tak się nie da,ale na wdechu mogę ich zdmuchnąć Dla mnie bramą do nieba jest to co dla Ciebie jest furtką Nie zamierzam się sprzedać,więc nie nazywaj mnie kurwą Kartka,bit,długopis,to bedzie dzisiaj mój trójząb Nikt tego nie zrozumie,nie nazwę tego remixem Zremixuj swój stosunek i w końcu zamknij pizdę Będe rozstawiał po kątach,wiem,że będe mistrzem Dopiero wtedy posprzątam,kiedy wszystkich zniszczę Tylko wierze w siebie,jeśli chodzi o wierzenia Bóg zesłał mnie na Ziemie,tyle w kwestii dziękczynienia Czy przyszedłem z nieba,to kwestia do przemyślenia Czy może zesłał mnie Nether,po rachunku sumienia Mimo słabych rokowań,wierzę,że do czegoś dojdę Co możesz mi zaoferować,oprócz wzięcia stu kopów na mordę Mógłbym się dissować,ale to by było nie rozsądne Nie zamierzam się chować i znowu ruszam na wojnę Zmierzam krętą drogą,po troche lepsze wyniki Cały czas jestem sobą,więc nie mów,że jestem nikim Co dzień coś mi się pieprzy,nie słucham rapu ze Stanów A i tak będe lepszy niż połowa tych baranów Znowu to nagrywam i zaśmiecam tym youtube Znowu będą gdybać,czy z tym skończę w końcu To nie wchodzi w grę,bo wchodzę,żeby się odkuć I dojść do czegoś więcej chce,niż do kilku wniosków Cztery lata temu,wypuściłem dwa dema Wróciłem tu znowu,bogatszy w doświadczenia Nie przyszedłem z myślą o jebanych tantiemach Tylko po to,by pizdom pod nogami zatrzęsła się Ziemia Mama mnie prosiła,żebym się nauczył oszczędzać Ale boje się tego,że to mi się udzieli na werblach Właśnie dlatego,wole teraz wszystkich besztać Często nie mam hamulców,więc nie mogę przestać Całe te ciśnienie,to zaczyna mnie wkurwiać Niech zejdą na Ziemię,bo nie doczekają jutra Znowu jakaś pizda będzie mnie ciśnąć,aż pękne Jedyne co będą dzisiaj naciskać to enter To nie boli już,zamknę im tym mordy na amen To nie Hollywood najlepiej się czują przed ekranem To dopiero połowa,chcę wszystkim trafić w serca
Ostrze słowa,żeby wam z piskiem przebiły kevlar Czasem się zastanawiam czy to dramat czy komedia Tutaj każdy woli kłamać,zamiast trafić do sedna Z każdą kolejną linijką,rośnie we mnie agresja Nie planuje zamilknąć,chcę pokazać swój potencjał Kieruje się nienawiścią,raczej to się opłaci No bo gram tutaj o wszystko i nie mogę nic stracić Nie przyszedłem z myślą,żeby się wzbogacić Ale wiem,że przyszłość mi za te trudy tu zapłaci Kolorozywana rzeczywistość,video jak bajka Bardzo szybko to prysło,jak mydlana bańka Wszyscy tu zarazem płytcy i głębocy jak Bajkał Pofałdowani jak Bałkan,ja się bronię to mój Barkan Z trudem,znowu trudzę się,żeby do kogoś trafić Truje was i tracę czas,żeby więcej się nie trapić Nie umiem pływać,ale rzucam się na głęboką wodę Nie ma co gdybać,wiem,że to jedno z ostatnich podejść Nigdy z tym nie skończę,rozpędzam się na werblach To dopiero początek,właśnie się rozkręcam Zbędne gadanie jest w modzie,nie zawsze na miejscu Zrozum chociaż połowę,zanim powiesz,że to stek bzdur Nikt mnie nie rozumie,to doprowadza mnie do złości Powiedzieć nie umiem,czy to kwestia IQ czy jakości Nie wiem czy to pokaże,ale zrobię wszystko Żeby to tym razem trafiło do Twojego umysłu Układam coś z tych kilku liter,żeby się tu wyżyć Ciągle wstaje na pohybel tym co postawili na mnie krzyżyk Nie wiem skąd w głowie,mam takie pomysły Wiem,że się boją,bo bym pozabijał wszystkich Będą chcieli mnie uciszyć,będą chcieli mnie zdeptać Ale pójdę dalej z nimi,kurwa nawet na ich podeszwach Kiedy osiągnę swój cel i złożą kapitulację To będzie najpiękniejszy dzień,kiedy mi przyznają rację Wiem,że jestem warty,tego całego zamieszania Teraz ja rozdaje karty,bo mam pociąg do grania Jadę po dobrym torze,teraz przyszła moja kolej Raczej nikt mi nie pomoże,chyba,że w tym,żebym poległ Idę wciąż pod górkę,ale się nie przejmuję Chociaż mój największy sukces to cztery łapy w górę Może podpiszę pakt z diabłem i znajdę się na szczycie Zobaczycie na dnie,jak wygląda prawdziwe życie Ostatnie dziesięc wersów,a mam siłę na kolejne Jak strzały utkwią w sercu,choć amorem nie będe Powiesz,że to pozbawione sensu,ale wejdę Skumaj chociaż połowę tekstu,to może się tym przejmę To raczej mi nie minie,obserwują mnie przez palce Za parę lat jedynie będą mogli na mnie patrzeć Niezwyciężony pewnie,agresja rośnie z każdą chwilą A każdy cios we mnie oddam ze zdwojoną siłą Długo milczałem teraz krzyczę i robię wszystko wierz mi Żeby w życiu czy w muzyce,nie skończyło się na jednej pętli