HOOK
To tylko depresja
Od każdego dnia w tym świecie powinienem dostać medal
To tylko depresja
Kiedy psychika w częściach do czterech ścian się wydziera
Chcę tylko szczęścia, tylko szczęścia
1 VERSE
Najgorsze w życiu to pogodzić się z losem
Wiesz, że czeka śmierć, idziesz na pierwszy ogień
I potem to depczesz sobie po stopach jak inni po Twoim grobie
I nie uśmierzysz bólu, runiesz jak wieżowiec
Dubeltówka, skronie zlane czerwonym potem
Wiesz jak łączyć koniec z końcem w imię kobiet
Kiedyś anonimowo, odkąd zacząłeś używać imion
Sam już nie wiedziałeś, która jest Twoją dziewczyną
To skrajna nicość, kraj pętelek i gałęzi
Rozdzielamy jedno od drugiego jak biedę i przepych
Kaleczą nas słowa, choć oczekujemy odpowiedzi
Płynąc przez ocean połamanych jak kości obietnic
Za zębami powinniśmy trzymać tylko język
Przychodzi co do czego, przedawkowujemy leki
Nie opieramy się presji niestety i lądujemy w rynsztoku
Na moim ciele, znajdziesz niejeden na to dowód
żongluje tasakami nieraz przeklęty los
Mówi: podejdź bliżej, coraz pewniej stawia każdy krok
O ile mi wiadomo czerwona linia to zdrada
Niektórzy mają takie na nadgarstkach
Zamknąć się w sobie, łzy namalują mój świat
Prosektoryjny chłód, egipska ciemność za dnia
Jakby pokój nie miał okien, ani drzwi i nikt w nich nie stał
Chociaż nieraz wyciągali mnie podobno z tego piekła
2 VERSE
Nic mnie chyba nie bolało mocniej od słów
Psychiczny głód, trzeba twardym być jak SUV
Codziennie coś nie halo jest, kopiemy sobie grób
Tu nie liczymy na cud, na twarzy odcisk - but
Jak zwykle odseparowany od szczęścia
Kładę się spać w przekonaniu, że nikogo nie mam
To już depresja, wraca kiedy jestem sam
Klucz do jej drzwi to łza, często zbija mi high five
Proszę Boga o jednego dobrego sms'a
Stłuczony jak lustro, próbuję się pozbierać
Zeszyt otwieram, przelewam w wersach z serca
Litery, które teraz płyną z membran jak spod pędzla pejzaż
Jak z nieba tęcza, u mnie monotonia, krople deszczu
Krew na rękach, znów agonia na talerzu
Grają na emocjach mi już wszyscy bliscy
Krzyczę na nich, chciałbym samobójcze myśli zniszczyć
Nie ręczę za swe czyny, gdy znów mi się przyśni
Sznurowadło pokryte żółtymi liśćmi
Chciałbym patrzeć na to miasto, lecąc nad nim jak frisbee
Zamknąć się przed wszystkimi, słuchać głosu ciszy
Już nawet sixteen, eighteen tu nie pomoże mi
Cały czas chodzi za mną pożegnalny list
Bo twarze, które widzimy na co dzień
W domu, potem już tylko na zdjęciach
Na koniec jak plecak pakujemy do grobu, depresja