1
I gdzie tu było wsparcie, i oparcie w takiej chwili?
Kiedy otaczał mrok, widziałes jak wzrok odwrócili
Ten ignorancji skok, widziałes jak wzrok odwrócili
Normalne zaden szok, myslałes jak wzrok odwrócili
Przewidywalnosc chwili, juz nie zrobili wrazenia
Przez powtarzalnosc chwili, czyli znane z doswiadczenia
Pokaża tez kto dziwka, pod przykrywka zrozumienia
Bo słabosci dla szmaty, to tematy do bojcenia
Zimny swiat bez sumienia, czasem zamienia w potwora
I czasem jestem blisko, bo gniesc wszystko do okoła
Zimny swiat bez sumienia, czasem zamienia w potwora
Lecz zrobił mnie klejnotem, pisze z polotem w utworach
Tu kazdego wieczora, do okoła mnie jest pusto
W myslach pełnych ciemnosci, gosci chec na samo... bójstwo
Pozostaje tu zostac, temu sprostac albo usnac
Gdzie pajeczyna gracji, dewastacji zdobi lustro
Ref:
Bo twoj mrok jest tylko twoim, i nie stoi tam nikt
Nie stoi tam nikt, nie stoi tam nikt
I nikogo nie zmusisz, wszyscy głusi na krzyk
Głusi na krzyk, głusi na krzyk x2
2
Wiec siedze sam w parszywej, i uciazliwej zmiennosci
Kreslac co ze mnie sciekło, w to piekło niestabilnosci
Je-jestem tak rozchwiany, mam zmiany pełne płynnosci
Od gniewu do rozlewu, łez i powrotnej wsciekłosci
Ten obłed w swiadomosci, juz rozgoscił sie na stałe
I w samotnosci ciaży, chce sie wdrążyc coraz dalej
Musze w nim stale dazyc, aby odżyc nim sie spale
I zaczne zmysły tracic, tak mi płacic za moj talent
Kiedy system rozwale, to stale słysze pochwały
Lecz w smutku pograzony, przygnebiony i ospały
Sam bede majac doły, znasz pierdoły i banały?!
O wsparciu co w opraciu, o prawde nigdy nie stały?!
Cos jak odp**nosc skały, ma kurwa niestały poziom
Znów cienie sie włamały, jestem cały tylko tworzac
Wiec tresci sie wylały, opis doskonały tworzac
Wyplułem to z wnetrznosci, w ciemnosci spowitej groza