Papaj był dzielnym marynarzem
Nosił ciężkie buty i tatuaże
Chodził na koncerty, szalał nocami
Biegał w czarnej skórze nabitej ćwiekami
Wydzierał ryja w miejscowej kapeli
Śmierdział rybami nawet po kąpieli
Na jego blizny leciały laski
Gdy bił kogoś po ryju, to leciały drzazgi
Lubił słuchać ska i pić dużo piwa
Gdy wchodził do knajpy, nikt go nie zatrzymał
Szanowali go wszyscy na jego dzielnicy
Potrafił się bić i rządził na ulicy
Teraz, kiedy już młodość przeminęła
On dalej nie myśli o pójściu do nieba
Znów założy glany, odpali fajkę
Umrze na ulicy jak prawdziwy fighter [Tekst i adnotacje na Rock Genius Polska]