A. Wraca Późno to nie jest zwyczajna płyta (Choć czy jakikolwiek przejaw artystycznej działalności jest "zwyczajny"?). Dlatego też nie wiem, czy opinię można będzie nazwać recenzją... Na pewno zaczniemy jak pan Keating przykazał, wyrywając z podręcznika recenzowania (jeśli coś takiego istnieje, to diabeł też...) wstęp o sposobach oceniania. Ta płyta nie jest zbiorem utworów - to spójny manifest. Wyznanie wiary artysty. Z tego powodu przyznawanie punktów w skali wydaje się niewłaściwym podejściem. Popsuło by tę piękną otoczkę modernizmu. W końcu "Artysta odtwarza (...) życie duszy we wszystkich przejawach; nic go nie obchodzą ani prawa społeczne, ani etyczne, nie zna przypadkowych odgraniczeni nazw i formułek, żadnych z tych koryt, odnóg i łożysk, w jakie społeczeństwo olbrzymi strumień duszy wepchnęło i go osłabiło. Artysta zna tylko - powtarzam - potęgę, z jaką dusza na zewnątrz wybucha."
Kobiety tworzące rap nie mają łatwego zadania nigdzie na świecie. Ad.M.a do wyjątków nie należy. Z jednej strony rzesza męskich słuchaczy nie pomyśli nawet, że przedstawicielka płci pięknej mogłaby realizować się w tak przepełnionym testosteronem środowisku. Z drugiej, płeć odciąga czasem uwagę od twórczości artystki, by skupić ją na innych walorach... Ada ze swoim seksownym flow, poetyckimi tekstami i rozmarzonym spojrzeniem z okładki płyty wydaje się być idealnym adresatem listów miłosnych - zarówno nieśmiałych i wrażliwych jak i tych drugich, macho chcących pokazać raperce o co w tym biznesie chodzi.
Cieszy zatem bardzo, że Ad.M.a radzi sobie w tym trudnym środowisku - zdobyła wiernych fanów, wydaje kolejną płytę, a wszystko to z właściwym sobie urokiem, ciekawymi pomysłami i flow i techniką, które musi docenić nawet największy seksista. Popatrzcie na uznanie, którym cieszy się w branży - tylu artystów promujących jeden krążek nie widziałem dawno. Dlatego warto wrzucić płytę w napęd i wrócić z nią późno.
Pierwszy kawałek zatytułowany "Przywitała mnie pełnia" mówi sporo o tematyce płyty - ciało przestaje pełnić dominującą rolę. Od teraz liczą się emocje, odczucia, idee. Efemeryczny bit robi tu klimat. Ad.M.a ma talent do malowania emocji słowem - utwory są niezwykle plastyczne. "Nokturn" od razu wywołuje skojarzenia z nocnym życiem bohemy w czasach belle époque. Mój ulubiony kawałek z płyty - niezwykle zmysłowy duet z Igrekzetem pt. "Miraż", a zwłaszcza refren z moją ulubioną postacią z legend arturiańskich (sama nie umiałaby wypowiedzieć swojego imienia w tak uwodzicielski i pociągający sposób), pozwala odmalować w myślach to o czym myślała artystka. Dlatego ta płyta jest tak inna - chyba nikt w tym kraju nie "maluje" dźwiękami tak, jak Ad.M.a. Słuchacz nie słyszy opisu, tylko tworzy go z danych mu barw i emocji w głowie.
Warstwa muzyczna doskonale to podkreśla - nie znalazłem żadnego podkładu, który nie byłby idealnie dobrany do tematyki kawałka. Nie wierzycie? Zobaczcie wspomniany Miraż NoTime'a, bardzo osobistą "Cyklotymię" Jimmy Kiss'a, czy "Autoportret" (o którym więcej za moment) wyprodukowany przez ZeroJeden... Wszystkie są o czymś innym i wszystkie idealnie podkreślają myśl i emocje autorki tekstów. Warto także zwrócić uwagę na skity, które niejako spajają kawałki i dodają im treści. Jeden z nich "NeoConfiteor" podaje w prosty i dosadny sposób refleksję, której odbicie da się zauważyć w różnych miejscach na płycie - moim zdaniem kluczową w kontekście A. Wraca Późno.
Kończąc chciałbym odwołać się do czegoś, co ja kocham w tej płycie, a kto inny może znienawidzić - odwołań do najróżniejszych artystów i dzieł, oraz rozmyślań na temat teorii sztuki. Aby w pełni cieszyć się wszystkimi smaczkami w tekście trzeba mieć bazę pojęciową - swoisty klucz. Także niektórych drażni "sztuka o sztuce i dla sztuki". Ad.M.a idzie jednak konsekwentnie wyznaczoną drogą - bardziej niż na poklask fanów stawia na wyrażenie siebie, na treść niż na formę, którą można dowolnie zmieniać. Mnie to urzekło, ale mogę się domyślać, że w czasach przypisywania etykietek starej/nowej szkoły i artystów krzyczących co jest, a co nie jest... nie każdemu opinia artystki przypadnie do gustu. Jeśli jednak myślisz jak ja, czy dzielisz z nami datę urodzenia i katujesz wszystkich "Bohemą 91" (Mój wychowawca z liceum mawiał, że my, dzieci 91' zaczytane w klasykach romantyzmu i Straconym Pokoleniu jesteśmy tak naprzeciw dzisiejszemu światu, że to aż straszne - piękne czasy ;)), to rozważania na temat roli i wartości idoli i swojego miejsca z świecie sztuki z "Autoportretu", oraz ogrom nawiązań i przemyśleń ze wszystkich utworów sprawią ci olbrzymią przyjemność i dużo z tego późnego powrotu wyniesiesz.